piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia Świąteczne


Kochani,

Życzymy Wam wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia, chwili zapomnienia o tęsknotach, otwarcia na Boży plan i pomyślnego Nowego Roku.

A do życzeń jeszcze wierszyk ks. Jana Twardowskiego :)

Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.

Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego.

Aby się wszystko uprościło -
było zwyczajne - proste sobie -
by szpak pstrokaty, zagrypiony,
fikał koziołki nam na grobie.

Aby wątpiący się rozpłakał
na cud czekając w swej kolejce,
a Matka Boska - cichych, ufnych -
na zawsze wzięła w swoje ręce.

czwartek, 22 grudnia 2016

Rekolekcje - Wilki Dwa w obronie stada

Z wielu różnych rekolekcji dostępnych on-line wybraliśmy w tym roku rekolekcje z o. Adamem Szustakiem i Robertem Friedrichem. Słuchamy sobie co kilka dni 2 odcinki. Dziś tak mocne i tak do nas, że muszę się z Wami podzielić.

Spojrzenie z dwóch perspektyw (duchownego oraz męża i ojca) niesamowicie wzbogaca ich wydźwięk. Konkretyzuje, zakotwicza w życiu.

Pierwszy odcinek, który polecam poświęcony jest niewysłuchanym prośbom. Pojawia się w nich temat utraconego życia. Mąż i ojciec mówiący o żałobie po nienarodzonych dzieciach! O pytaniach, które się pojawiają, gdy spotka nas cierpienie.



czwartek, 15 grudnia 2016

Rekolekcje

Święta zbliżają się wielkimi krokami. U nas wczoraj skończyły się rekolekcje. W tym roku były bardzo ciekawe, ale też wyczerpujące. Chodziliśmy na 19.30 na mszę, a potem była jeszcze konferencja i wracaliśmy przed 22.00.

W jeden dzień podczas konferencji świadectwo mówiło młode małżeństwo. Byli 3 lata po ślubie. Mieli synka i spodziewali się córeczki. Byli bardzo uśmiechnięci i rozgadani, pełni takiej wewnętrznej radości. Sprawiali wrażenie ludzi bez problemów. Słuchaliśmy o tym jak się poznali, jak zakochali, opowiadali śmieszne historie ze swojego życia, np. na swoim ślubie do kościoła jechali traktorem, bo w tym dniu popsuły im się wszystkie samochody:). Szczerze powiem, pomyślałam sobie, że łatwo im się cieszyć, jak tak wszystko się układa. Zastanawiałam się, co jest dla mnie, z tego co mówią. Moje życie jest inne niż ich. Wtedy oni zaczęli opowiadać o swoim synku. Teraz ma już dwa latka, pokazywali jego zdjęcia. Jak miał roczek stwierdzono u niego rdzeniowy zanik mięśni, niedawno nauczył się chodzić, a teraz już powoli przestaje. Straszna informacja, ciężko mi było się po niej pozbierać i złożyć wszystko w całość. Ich radość, obok takiego problemu, ich spokój, obok takiej bezsilności. Wiem, jak mnie czasem pokonuje mój problem, jak przychodzi "wielki smutek" i nie daję rady go odgonić. Ich problem jest większy. Skąd w nich ta siła? Powiedzieli takie fajne zdanie, które stwierdziłam, że jest dla mnie idealne. Powiedzieli, że chcą, żeby Pan Bóg prowadził ich przez życie, niezależnie od tego jak się potoczy. On jest siłą ich małżeństwa.

Wśród nas żyją ludzie z różnymi historiami, o których nie mamy pojęcia. Od wielu moglibyśmy się dużo nauczyć. Świadectwo tego małżeństwa było dla mnie taką wiadomością, że to ja decyduję jak moje życie wygląda i jak odbierają mnie inni. Mogę być fajną żoną, dobrą koleżanką, z którą ma się wiele tematów, chociaż słabo się zna na dzieciach;) albo człowiekiem, który chowa się przed światem. To jest mój wybór.

wtorek, 6 grudnia 2016

błogosławieni-zaskoczeni

Fascynujących obserwacji z granicy botaniki i psychologii dokonałam ostatnimi tygodniami dzięki storczykom. Obserwuję często z zazdrością u różnych osób ich wspaniałe, ciągle kwitnące okazy. Moje sztuki zwykle kwitły trochę, a potem po wielu miesiącach stania i irytowania mnie często kończyły żywot... Aż do kolejnego pięknego prezentu-o zgrozo:)
I mam właśnie takich kilka sztuk na parapecie. Już długo nie kwitną... Minęło lato, jesień i nic. Nadchodzi zima. Światła mało, parapet zimny, kwiatki codziennie wietrzone chłodnym powietrzem. Jednym słowem, dla roślin lubiących z natury ciepło, wilgotność i światło nadchodziła spodziewana katastrofa.

Wlałam im wody i zostawiłam ją w pojemnikach, w których stoją-pomyślałam, że już im nie zaszkodzi... Po kilku dniach na parapecie zawrzało! Niemal w jednej chwili potencjalnie uśpione rośliny oszalały:)! Pędów kwiatowych mają już z 6 i wiele wskazuje na to, że na Święta będą
w rozkwicie! A nawet jeśli nie zakwitną, to sama obserwacja ich "przyśpieszenia" daje mi ogromnie dużo radości i nadziei, że najbardziej zaskakujące rzeczy mogą się przydarzyć.

Znalezione obrazy dla zapytania storczykI tak sobie myślę... Jak dobrze,
że spotykają mnie chwile zaskoczenia, jak dobrze, że jednak nie wiem wszystkiego. Czasem, gdy wydaje mi się, że piękne chwile minęły, że w trudzie już nic nie cieszy, może warto się na chwilę zdystansować, spróbować ostudzić rozgorączkowane emocje i...poczekać na kolejny zwrot akcji, którego kwiatów
i owoców nawet ne jestem sobie w tym momencie wyobrazić...

piątek, 2 grudnia 2016

Roraty i... Bóg to wie



Kończy się pierwszy tydzień Adwentu.
Od samego początku dostaję pytania: Idziesz na roraty? / Byłaś dziś na roratach?

DZIEŃ I
Postanowienie było (spróbuję), budzik nie zadzwonił.

DZIEŃ II
Postanowienie było (spróbuję), budzik zadzwonił, wyłączyłam. Nie byłaś?

DZIEŃ III
Postanowienie jw., budzik zadzwonił, obudziłam się... 20 minut przed budzikiem, zasnęłam, zanim zadzwonił, po dwukrotnym włączeniu drzemki – wyłączyłam. Ale jak to wolałaś pospać? Ile nocy w roku możesz przytulić się do męża, a ile pójść na roraty??? To żadne tłumaczenie...

Zaczęłam się przyglądać sobie w tej sytuacji

wtorek, 29 listopada 2016

Sposób na smutki - instrukcja w 10 krokach

Dziś z przymrużeniem oka ;)




Instrukcję dostałam od Marty :) Dziękuję :*

sobota, 26 listopada 2016

Bogiem silni - na przekór trudnościom

Z racji moich doświadczeń w staraniach o dziecko, jestem wyczulona na temat macierzyństwa – w każdym aspekcie. Obserwuję i prywatne losy matek, i te nagłaśniane medialnie. Przyglądam się relacjom rodzinnym, wspieram ruchy pro-life. A te historie są bardzo różne. Nie próbowałam ich nigdy jakoś klasyfikować. Zastanawiam się jednak zawsze, co Bóg chce mi powiedzieć na ich podstawie... 

 

Siła płynąca z relacji z Bogiem

Idąc na pierwsze spotkanie we wspólnocie, nie znając nikogo, powiedziałam: Panie Boże, Ty mnie tu przyprowadziłeś, jestem. Ty wybrałeś dla mnie tych ludzi i mnie dla nich. Wiesz, co robisz. Nikt mnie o nic nie zapytał, mimo że byłam nowa. Trochę się zdziwiłam, ale i przyjęłam to z ulgą. Weszłam do grupy, która się znała. Też nie pytałam. Ich historie odkrywały się dla mnie powoli w ciągu wielu miesięcy, fragmentami i zdumiewały coraz bardziej. Poznałam matkę, która towarzyszyła swojej córce w umieraniu, matkę, która przy kolejnej ciąży usłyszała, że to już o dziecko za dużo i została sama, matkę, która się troszczy, bo jej córka ma problemy zdrowotne, matkę dwójki dzieci, której małżeństwo się sypie na całej linii... To co mnie zdumiewało to ich wewnętrzna siła – płynąca z bliskiej relacji z Bogiem. To roziskrzone oczy i modlitwa uwielbienia.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Nadchodzi nowe, Boże nowe


Niezwykły czas nastał. Nie pierwszy w moim życiu, pewnie nie ostatni. Zapadły decyzje, zamykam pewien rozdział. Co będzie teraz, jakie są Boże plany wobec mnie, nie wiem. Ale wiem, że są. Widzę, jak mnie przygotowuje.

Zadziwia mnie ta wewnętrzna pewność co do słuszności decyzji. Co jakiś czas jeszcze sprawdzam, czy coś się nie zmienia. Czy to nie moje jakieś widzimisię, czy nie będę żałować. Ale nie – pewność i pokój się utrzymują. A mój wzrok z coraz większą ciekawością kieruje się ku przyszłości.

Niesamowite jest to, co się dzieje i jak się wszystko toczy. Oczywiście powoli, łagodnie. 
 
W październiku rozpoczęłam kurs Alpha (jako uczestnik, trochę zdziwiona, ale wychodząc z założenia, że Bożych zaproszeń się nie odrzuca – i że widać tam Pan coś dla mnie szykuje; a jeśli nie to być może ja będę dla kogoś). Teraz w weekend wzięłam udział w dniu skupienia. Temat: Duch Święty (!). Kilka dni po podjęciu decyzji! W momencie, gdy jestem pomiędzy – tym, co tak dla mnie ważne i przez kilka lat nadawało sens mojej niepłodności, a znakiem zapytania.

wtorek, 15 listopada 2016

Jeszcze modlę się o CUD

Od dawna już nie modlimy się z mężem o dziecko. Raczej prosimy o rozeznanie naszej drogi i powołania. Tak w ogóle to mam wrażenie, że przez wszystkie te lata mało żarliwie modliliśmy się w tej intencji. Prosiłam Boga, żeby zabrał to pragnienie, żeby dał mi siłę na resztę bezdzietnych dni. Do tego stopnia „odpuściłam”, że jak parę tygodni temu znajoma zapytała mnie jak sobie wyobrażam naszą przyszłość to odpowiedziałam jej, że po tym czasie bezowocnych starań to raczej już bez dzieci. Chyba przestałam wierzyć, że to możliwe. Jakieś wątłe pragnienie jednak cały czas jest. Z resztą, nasi najbliżsi też chyba postawili na nas kreskę. Usłyszałam od babci (tej wierzącej i rozmodlonej), że trudno, że widocznie tak ma być, że powinniśmy się z tym pogodzić i cieszyć się sobą. Było mi strasznie przykro, bo po tych słowach domyśliłam się, że pewnie nie mamy już co liczyć na modlitwę z jej strony w tej intencji.

niedziela, 13 listopada 2016

Nie stój w miejscu

Pewien czas temu usłyszałam na kazaniu takie jedno zdanie, które do tej pory siedzi mi w głowie i nie daje mi spokoju. Ksiądz powiedział: "nie stój w miejscu, problemy rozwiązują się w drodze, idź i szukaj, rozwiązanie problemów przyjdzie z czasem..." Jakoś to do mnie trafiło. Bo ja nie chcę stać w miejscu. Ja chcę czuć i doświadczać. Chociaż czasem jest ciężko.


Piszę to zdanie tutaj, bo może też dla kogoś z Was będzie ono taką prostą, małą wskazówką. Może ktoś je sobie przypomni jak dopadną go gorsze dni. Pomyśli wtedy, że teraz to ja muszę zawalczyć o siebie, a nie skupiać się na tym jak brzydko wyglądam zapłakana w lustrze. Mi ono się przypomina, gdy przychodzą jakieś ciemne myśli i każe brać się w garść.

poniedziałek, 31 października 2016

By być bliżej Boga przez cały dzień - Nowenna Pompejańska

I jeszcze tematyka różańcowa :)
Zamieszczam filmik o. Adama Szustaka nt. odmawiania Nowenny Pompejańskiej. 1 listopada rusza wspólne odmawianie nowenny z o. Adamem - może ktoś będzie chciał i zdąży dołączyć. Może dla kogoś, kto się waha od dłuższego czasu, będzie to impuls do działania w miejsce wahania ;) Tak czy inaczej warto posłuchać tej "instrukcji obsługi".



A to co o. Adam mówi o możliwych trudnościach, które się pojawią, nasuwa mi na myśl trudności, o których niektórzy z Was (modlący się w róży różańcowej małżeństw pragnących potomstwa) mi pisali - wytrwała modlitwa ma moc, a szatanowi zależy, by nas zniechęcić. Miejmy tego świadomość i nie dajmy się :)

Mam jeszcze cały dzień na decyzję, czy przyłączam się do tej pompejanki ze swoją intencją. W grupie zawsze raźniej. W grupie znajomych tym bardziej, więc jeśli się zdecydujecie, napiszcie mi :)

niedziela, 30 października 2016

Zaprosić Maryję i Jezusa do swojego życia


Przez cały październik codziennie odmawiałam 10 różańca w ramach róży różańcowej małżeństw pragnących potomstwa. Rozważałam drugą tajemnicę światła: cud w Kanie Galilejskiej. Ucieszyłam się na nią, nie powiem, jest jedną z moich ulubionych.

1. 
Nie pamiętam dokładnie, w którym to było roku, ale jeszcze zanim się pobraliśmy. W gazetce parafialnej w kościele w Podkowie Leśnej, gdzie byłam akurat na rekolekcjach Ruchu Światło-Życie (chyba to KODA była), trafiłam na fragment rozważań do tego właśnie wydarzenia z życia Jezusa. Komentarz ten tak do mnie przemówił, że go wycięłam, włożyłam do Pisma świętego i nieraz do niego wracałam. Myślę, że w pewien sposób ukształtował moje spojrzenie na małżeństwo i pojawiające się trudności. Także na różnice naszych charakterów i podejścia do różnych spraw.

Oto słowa komentarza:

Wino, którym Chrystus obdarował nowożeńców na weselu w Kanie Galilejskiej, było lepsze niż to, którego zabrakło [...].
   Podobnie rzecz ma się z małżeństwem. Pierwsza miłość jest nacechowana entuzjazmem, radością, wzajemnym obdarowywaniem się bez trudu. I tak aż do pierwszego nieporozumienia. A potem zrodzi się druga miłość, która dzięki oczyszczeniu stanie się głębsza. Miłość, która będzie akceptowała cierpienie i wypływała z pokory.
   Trzeba przebyć długą drogę integracji, ascezy, przebaczenia i cierpliwości, ponieważ jedność nie jest wcale czymś oczywistym. Zgoda w rodzinie nie jest czymś oczywistym, nie przychodzi sama z siebie; sama przychodzi niezgoda.

„Zgoda nie jest czymś oczywistym, nie przychodzi sama z siebie; sama przychodzi niezgoda – te słowa przypominałam sobie często. Nie tylko w sytuacjach małżeńskich,

wtorek, 25 października 2016

Wierzysz, czy wątpisz...

Treści z rekolekcji wciąż we mnie pracują. Trudno wrócić do rzeczywistości i jak tylko mogę opóźniam ten powrót. Chcę jak najdłużej zachować w sobie ten pokój, tę pewność, tę radość ze spotkania z Panem. Pamięcią chwytam wspomnienia atmosfery i ją wciąż chłonę.

Drugiego dnia miałam niesamowite wrażenie, że o. James czyta w moich myślach... Że Pan za pośrednictwem ojca rozstrzyga moje wątpliwości. Pojawiały się pytania i nagle,

niedziela, 23 października 2016

Prosto i autentycznie.

Podczas dzisiejszej mszy rekolekcyjnej z Ojcem Manjackalem pewna refleksja przyszła do mnie jak objawienie.
Muszę przyznać, ze nie byłam wielką entuzjastką tych rekolekcji. Dużo było we mnie jakiegoś niezrozumiałego sceptycyzmu. Sądziłam, że pewnie pojadę, ale może bardziej z ciekawości dla formy, bo znajomi jechali, bo mąż chciał jechać...?
A dziś, po kilku dniach przepełnionych Duchem Świętym w modlitwie, śpiewie, radości i łzach pomyślałam: "TO JEST KOŚCIÓŁ". To kościół autentycznych, otwartych ludzi, którzy chcą w nim być, chcą się razem modlić, ufają, wierzą, trwają.
Chcę być w takim Kościele, moim i autentycznym, bez oskarżeń, hipokryzji, szukania winy w innych.
Ojciec James powiedział, że jeśli nie możemy powiedzieć nic dobrego, to nic nie mówmy. Kierował te słowa do nas w konkretnym kontekście, ale dla mnie są bardzo aktualne na każdą chwilę.
Proste-genialne! W prostocie siła.

Jesteście jedno, czyli jak Bóg mówi mi: "bez męża nie"

To były nasze pierwsze rekolekcje małżeńskie. Może dlatego byłam pod takim wrażeniem - tego, jak wiele o małżeństwie można powiedzieć, jak wszystko oprzeć na Słowie Bożym, jak można we dwoje przeżywać to Słowo i wspólnie się modlić. I że tak ważne jest, by być razem i dla siebie. O. James wiele razy powtarzał: "na tych rekolekcjach robicie wszystko razem" - do komunii razem (nawet, gdy przyjmuje ją tylko jedno), posiłki razem, do modlitwy wiernych wychodzimy razem.

Mamy swoje obowiązki, codziennie w przerwie obiadowej musieliśmy podjechać do domu. Pierwszego dnia pojechał M. Gdy zaczęła się konferencja, a jeszcze nie wrócił, nie mogłam się skupić, ani wysiedzieć w miejscu (tak zresztą mam za każdym razem, gdy zdarzy nam się pójść oddzielnie do kościoła, a M. ma dołączyć, bo jedzie np. z pracy - póki nie dołączy nie jestem w stanie się skupić).

Drugiego dnia ja pojechałam sama (kolejka do spowiedzi posuwała się tak wolno, że nie zdążylibyśmy razem pojechać; ale warto było w niej stać - Chwała Panu!).

Dopiero trzeci dzień

sobota, 22 października 2016

brak słów

Doznałam dziś niesamowitej mocy, działania Ducha Świętego. Nie umiem tego dobrze wyrazić słowami. Gdy klęczałam przed Ojcem Jamesem, w kręgu modlących się nad nami ludzi, poczułam się, jakby prąd przeze mnie płynął...I potem, wszystko to, co widziałam, co czułam... To było...niesamowite? niewiarygodne? Nie da się tego pojąć. Przeżycia z tego wieczoru na rekolekcjach zostaną we mnie.
Zostanie też to, co chyba najważniejsze: spokojna pewność, że obietnica Boga dana nam NA PEWNO SIĘ WYPEŁNI.

Chwała Panu!

Nie wszystko w życiu musi iść gładko

Przez te wszystkie problemy z płodnością ciągle odczuwam jakieś niezadowolenie z mojego życia. Chciałabym, aby było inne. Poszukuję atrakcji i spektakularnych zdarzeń. Co i rusz przychodzą mi nowe pomysły, sposoby na życie. Niestety, a może na szczęście, to tylko mało poważne plany, które nie mają szansy zrealizowania się. Brakuje mi odwagi i determinacji, a to z kolei mocno mnie frustruje. I tak od kilku tygodni pojawia mi się myśl, że może właśnie ta trudna i nudna rzeczywistość to najlepsze co może mnie spotkać! W pierwszym momencie taka myśl to dla mnie totalne głupstwo, ale im dłużej o tym myślę, zaczynam się przekonywać, że coś może w tym jest. PAN BÓG PRZECIEŻ WIE LEPIEJ! Oczywiście, że nie mam na to wszystko zgody! Brakuje mi rozeznania! Nie widzę jeszcze w tym sensu! Może to tylko taki chwilowy zwrot, pewnie za jakiś czas znowu zmieni mi się nastawienie. Ostatnio co i rusz wychodzą u nas jakieś mało przyjemne sytuacje i tęsknię za tą nudą sprzed kilku tygodni. Wczoraj zamówiłam za nas mszę bo czuję, że coś dziwnego się dzieje. W związku z tym wszystkim ostatnio modlę się fragmentem z „Małego Księcia” Antoine’go de Saint-Exupéry - jest w nim wszystko co w tym czasie chce Panu Bogu powiedzieć:

Panie, nie modlę się o cuda ani o wizje, proszę tylko o siłę na moje dni. Naucz mnie sztuki małych kroków.
Uczyń mnie bystrym i zaradnym, abym potrafił dokonywać ważnych odkryć i nabywać doświadczeń wśród różnorodności każdego dnia.
Pomóż mi lepiej wykorzystywać mój czas. Obdarz mnie zmysłem odróżniania tego co ważne od tego, co nieistotne.
Modlę się o siłę dyscypliny i umiaru, nie tylko aby przejść przez życie, ale i po to by przeżywać swoje dni pożytecznie, i dostrzegać niespodziewane przyjemności i wzloty.
Uchroń mnie przed naiwną wiarą, że wszystko w życiu musi iść gładko. Daj mi trzeźwe rozpoznanie, że trudności, porażki, wpadki, niepowodzenia są nam dane przez samo życie, byśmy mogli wzrastać i dojrzewać.
Ześlij mi właściwą osobę we właściwym czasie, która będzie miała dość odwagi i miłości, aby mówić prawdę!
Wiem że wiele problemów rozwiązuje się bez mojej pomocy, więc proszę, naucz mnie cierpliwości.
Wiesz jak bardzo potrzebujemy przyjaźni. Uczyń mnie godnym tego najpiękniejszego, najtrudniejszego, najbardziej ryzykownego i kruchego daru życia.
Daj mi tyle wyobraźni, abym mógł dzielić się z innymi odrobiną ciepła, we właściwym miejscu, o właściwym czasie, poprzez słowa czy w milczeniu.
Oszczędź mi strachu przed przegapieniem czegoś w życiu.
Nie dawaj mi tego co wydaje mi się że pragnę, lecz to czego naprawdę potrzebuję.

Naucz mnie sztuki małych kroków!

piątek, 21 października 2016

O Kapłanach

Kapłani-łącznicy ludzi z Bogiem. Na mojej drodze Bóg postawił kilku szczególnie dla mnie ważnych. I dziś kilka słów o nich.
Żadnego z Duchownych, o których myślę, nie znam lub nie znałam długo, ale tak się składało
w moim życiu, że gdy był jakiś bardzo trudny moment to intuicyjnie kierowałam się w ich stronę lub otrzymywałam od Boga dar ich spotkania. Szłam zwykle w trudnych emocjach po poradę, po rozmowę, po rozgrzeszenie, po modlitwę, po pocieszenie...  Nigdy się nie zawiodłam!! Nie spotkałam na swej drodze złego kapłana. Jestem wdzięczna Bogu za tę wielką łaskę szczególnie dziś, gdy znów na Dobrego Kapłana mogłam liczyć.

Dziś szczególnie się za nich modliłam, niektórych Pan powołał do Siebie...
Boże, miej w swej opiece wszystkich Kapłanów, którzy stanęli na naszej drodze, błogosław Im w Ich posłudze. Niech dobrych Kapłanów nigdy nie zabraknie!

czwartek, 20 października 2016

na scenie życia

Czy na scenie życia jestem dobrym aktorem...? Czy wkładam w to całą siebie, czy jestem wiarygodna...? Czy przyjmuję wszystkie uwagi z pokorą...?

Choć gram w swoim życiu główną rolę, to przecież Reżyserem nie jestem. Nawet scenariusz dla mnie już dawno napisany. Więc staram się wypaść na tej scenie jak najlepiej. Czasem coś nie wyjdzie, potknę się, zapomnę tekstu, czasem scenę chciałoby się powtórzyć...Ale czasu cofnąć nie można...
Jak każdy Aktor marzę o Oscarze, ale na razie choćby drobna pozytywna recenzja, małe oklaski... drobny krok do własnego rozwoju...

...show must go on...

piątek, 7 października 2016

Latam nad ziemią:)))

Dowiedziałam się, że znajomi z kursu adopcyjnego dostali synka:) Pierwsi z naszej grupy:) Coś ruszyło! Hip hip huraaa! Rozmawiałam z koleżanką dziś chyba około godziny i nie było mi dość. Mogłabym tego słuchać i słuchać:) Najchętniej bym tu wszystko napisała, ale to historia S., ja opiszę swoją, jeśli będzie mi dane. Zdradzę tylko, że koleżanka mówiła, że synek w rodzinie zastępczej tak naprawdę miał wszystko. Był zadbany, najedzony, miał dużo fajnych zabawek. On potrzebował bliskości. Opowiadała jak synek podnosi bluzkę ze swojego brzuszka i z jej i przytula się skóra do skóry. Uwielbia tak się przytulać, uwielbia być blisko. Mówiła, że czasem nawet jak je, to trzyma ją za rękę.

Wiem, że różnie bywa, wiem, że są też problemy te większe i mniejsze. Jednak, gdy pomyślę sobie, że my tu żyjemy na swojej planecie, ze swoim problemem niepłodności, czujemy się czasem niepotrzebni, szukamy sensu, a tak blisko znajduje się druga planeta, na której jest ktoś, kto potrzebuje miłości i opieki, to czuje sens mojego życia bardzo mocno. Trzeba tylko jeszcze trochę cierpliwości.

W każdym razie dziś jest bardzo dobry dzień. Słucham listy przebojów trójki i latam nad ziemią:) 

wtorek, 4 października 2016

Życie matki


Dziś podczas rozważań różańcowych moje myśli niespodzianie skierowały się ku tajemnicy Zwiastowania (niespodzianie, bo dziś wtorek - rozważanie tajemnic bolesnych). I myśl: przecież życie Maryi było zagrożone jeszcze ZANIM począł się Jezus! Przecież była zaręczona z Józefem, a dziecko nie miało być jego. A to dla dziewczyny współczesnej Maryi oznaczało jedno – ukamienowanie. Jeszcze nie było nowego życia, a Maryja już zadeklarowała gotowość poświęcenia dla niego swojego życia.

Jak dalekie to od tych postaw, które obserwujemy dzisiaj...

Maryjo, kształtuj moje serce na wzór serca swego.

środa, 28 września 2016

Normalnie nie wierzę w sny...

Sny miewam różne. Z niektórych nie chcę się budzić, z innych chcę jak najszybciej. Jestem przekonana, że są odbiciem mojej emocjonalnej osobowości, codziennych przeżyć, ważnych spraw. I tylko w takim sensie w nie "wierzę".
Ale są takie sny, które pamiętam jako takie na granicy jawy. Zdarzały mi się w bardzo ważnych, trudnych momentach. I tylko te dokładnie pamiętam.

I był taki jeden sen, ważny sen. Przyśnił się w czasie zupełnego relaksu, na zagranicznym urlopie, gdzie myśli o tym, że na dziecko trzeba będzie czekać długo, pojawiały się jak ulotne nitki babiego lata.
We śnie mówiłam Mu o swoich pragnieniach posiadania dziecka. A On mnie okrył płaszczem, przytulił i...dał zegarek, a potem powiedział, że nie czas na to, że nie jesteśmy jeszcze gotowi, że będzie właściwy czas...

Od tego snu minęło 5 lat. Dużo się wydarzyło, dużo spraw, których nigdy miało nie być, ale były... dużo działań, dużo ludzi wokoło nas się przewinęło. Dojrzałam?? Zmądrzałam?? Zawierzyłam??

Bardzo często zastanawiam się, czy już jesteśmy gotowi, czy zbliża się TEN czas??


Normalnie nie wierzę w sny, ale wierzę w Jego słowa ze snu i czekam.


Pięknych snów Wam życzę:)

wtorek, 27 września 2016

Bóg mówi

Zdarzył mi się taki dzień - gdzie się nie obróciłam w Internecie trafiałam na tego typu grafiki:






 


 Myślicie, że Bóg próbuje mi coś powiedzieć? :)))

piątek, 23 września 2016

"Muszę mieć nowe życie w domu, bo zwariuję"

Takie mniej więcej słowa pojawiły się w mojej głowie ok. 2,5 roku temu. Usłyszał je też M. I zrozumiał, że tu już nie ma miejsca na żaden opór.
Dziewczyny jakoś zamilkły, więc skorzystam i poopowiadam, jak to się stało, że dołączyła do nas owczarka i co nam dało jej pojawienie się w naszym życiu. A dało wiele!  Aż sama się dziwię, że tyle wytrzymałam i jeszcze nic tu o niej nie było ;)

Tak, mamy psa :) I nie ma to nic wspólnego z radami typu: "weźcie szczeniaczka, znajomi wzięli i zaraz potem poczęło się dziecko". Nie ma, bo uleganie takim radom najczęściej kończy się dla psa schroniskiem, kojcem, łańcuchem... Bo pies staje się tylko narzędziem do osiągnięcia celu, jakim jest dziecko i staje się zbędny, gdy cel uda się osiągnąć...

A ja po prostu musiałam coś zrobić z tą pustką w domu. Z nadmiarem czasu (mimo licznych obowiązków zawodowych). Z tym, że wracałam z pracy i nie było nic, co by  wymusiło na mnie zostawienie jej za sobą. Żyłam non stop pracą. Nie zrozumcie mnie źle - miałam pasję, pracę, którą lubiłam, znajomych, rodzinę, ale to było mało. Do tego stres związany z leczeniem i wędrówką po lekarzach, odczuwalna (w pewnym momencie już może tylko podświadoma) presja ze strony rodziny... Coś musiało się zmienić!

czwartek, 15 września 2016

Troski, których nie ma


15 sierpnia, Msza św.

W pierwszych rzędach kobiety przy nadziei. Albo z malutkimi dziećmi. A nie jest to Msza dla dzieci. Dlaczego akurat teraz przyszły, dlaczego tak do przodu? Mimowolnie je obserwuję. Odnoszę wrażenie, że jedna próbuje ukryć widoczny już brzuszek.

Nie wiem kiedy moje myśli kierują się w stronę zmian u mnie w rodzinie. Jedno niemowlę i jedna ciąża, czyli już niedługo dwójka brzdąców na imprezach rodzinnych. A wokół szczęśliwi rodzice, dziadkowie, ciocie, rodzeństwo. Szczęśliwi, bo na to drugie dziecko też czekali wiele lat (po pierwszej ciąży, kilka kolejnych kończyło się poronieniami). W sumie to nie moja rodzina, ale akurat na imprezach rodzinnych się spotykamy.

I nagła panika. Nie dam rady. To będzie zbyt wiele. I to niewypowiedziane współczucie dla nas. Albo pocieszanie, albo cisza – jedno gorsze od drugiego. I kombinacje – nie będę jeździć. Pojedzie sam M. Nie, to nie przejdzie. To będziemy się wymawiać i wpadać przed / po.

Płyną łzy, a ja proszę: „Mateczko Najświętsza, daj mi siłę być bezdzietną wśród dzieci, rodziców i dziadków. Oni mają prawo do swojego szczęścia. Daj mi siłę”.

Wychodzimy. M. dopytuje, dlaczego płaczę, co się stało. Odpowiadam, że nic takiego. Milczę.

poniedziałek, 12 września 2016

Psalm 139 Uwielbienie Bożej wszechwiedzy




PANIE, Ty mnie przenikasz
i wiesz o mnie wszystko.
Wiesz, kiedy zasypiam oraz kiedy wstaję,
a moje zamysły z daleka rozpoznajesz.
Znasz sposób mojego działania i wypoczywania,
widzisz każdą drogę, którą postępuję.
O PANIE, zanim usta otworzę, by nimi przemówić,

niedziela, 4 września 2016

Wciąż szukam...

''Ucz mnie, Panie, wypełniać Twoją świętą wolę, znaleźć i ustalić miejsce, gdzie mogę Tobie najlepiej służyć''


Ta modlitwa wisiała kiedyś u mnie w pokoju nad łóżkiem. Powtarzałam ją w trudnych dla mnie momentach, kiedy potrzebowałam wsparcia z góry. Potem ją trochę zapomniałam. Wyprowadziłam się, oddałam mamie swój pokój, a modlitwa gdzieś się zapodziała.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Adopcji mówię stanowczo NIE ?



Słowo adopcja budzi we mnie różne emocje. Nie dopuszczam na dłużej do siebie myśli, że moglibyśmy adoptować dziecko. Tematu raczej unikam. Nawet czytając książki dotyczące starań o dzieci i związanych z tym problemów, omijam rozdziały mówiące o adopcji. To chyba ze strachu.

Ponad dwa lata temu miałam taki czas, że dużo o tym myślałam. Nie byliśmy całkiem gotowi, ale rozważaliśmy to. Może dlatego, że byliśmy blisko z naszymi znajomymi, którzy z entuzjazmem przygotowywali się do tego procesu. Mieliśmy z mężem nawet taki plan, że jak przyjedzie do Polski na urlop (pracował wtedy przez rok za granicą) to wybierzemy się do ośrodka adopcyjnego, żeby czegoś więcej się dowiedzieć. Sprawy się trochę pokomplikowały, mąż na urlop nie przyjechał, a po jego powrocie do Polski po dość krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy, że nie jesteśmy gotowi i zamykamy temat.

I tak było przez cały ten czas. Aż do momentu wpisu, który zamieściła na blogu Ewa. Zaczęłam więcej o tym myśleć. Na początku byłam zła, że ten temat wraca. Nie chcę tego dotykać! Kilka dni potem rozmawialiśmy z mężem o adopcji. Trochę dziwna to była rozmowa, bo czułam, że żadne z nas nie chce się przed sobą przyznać, że dopuszcza taką możliwość, że może nawet czasem trochę chce. Tu zawsze mi się włącza rozkładanie wszystkiego na części pierwsze i szukanie konkretnej, jasnej odpowiedzi. Wiem, że adopcja to trudna decyzja. Chyba miałabym problem z pokochaniem dziecka adopcyjnego. I wtedy postawiłam sobie pytanie: chcesz mieć dziecko czy być matką? Bo jeśli tylko to pierwsze, to trochę słabo! Jeśli jednak chcę być matką to czy nie powinnam być bardziej otwarta na adopcję? Jak to właściwie powinno być? (no takie moje tunelowe rozumowanie). A może ma zostać tak jak jest, żeby nie skrzywdzić siebie i innych? 

niedziela, 28 sierpnia 2016

W poszukiwaniu sposób na życie



Przychodzi czasem taki czas, kiedy brak potomstwa nie jest aż tak uciążliwy, kiedy głowę zajmują inne sprawy. Zastanawiam się wtedy jak dobrze przeżyć życie bez żalu, frustracji i poczucia braku spełnienia. Czy to w ogóle możliwe po nieudanych staraniach o dziecko?

Myślę sobie wtedy, że potrzebuję jakiegoś niebanalnego sposobu na dobre przeżycie życia bez dzieci. Czasem ponosi mnie moja wyobraźnia. Mam tak szalone pomysły, że pewnie niejedna osoba mocno popukałaby się w głowę, gdyby je usłyszała. Niestety, większość z nich pozostaje w sferze marzeń, bo może tak jest bezpieczniej, bo ich realizacja wiązałaby się z konkretnymi zmianami i wielką życiową rewolucją. 

Od dawna już dręczy mnie pytanie czy zamężna kobieta po etapie nieudanych starań o dziecko może jeszcze czuć się prawdziwie szczęśliwa i spełniona? Czy istnieje coś porównywalnego z macierzyństwem, czy coś może z sukcesem wypełnić ten brak? Wiele osób twierdzi, że bycie matką to najwspanialsza rola w życiu kobiety, że to sens jej istnienia. Nie mam dzieci, więc się z tym nie zgadzam! To niemożliwe! Musi być coś zamiast!
Parę dni temu szukałam odpowiedzi na moje pytanie przeglądając internet. Znalazłam wiele historii. Najwięcej jest oczywiście takich, w których  bezdzietne kobiety wspaniale się realizują i rozwijają - są szczęśliwe bez dzieci, bo tak naprawdę nigdy nie chciały ich mieć. Taką podjęły decyzję i tego się trzymają. Oczywiście nie o to mi chodzi, ale poczułam, że trochę im zazdroszczę, bo ominęły je te wszystkie mało przyjemne sprawy związane z nieudanymi staraniami. Nie mniej było też historii o długich i trudnych staraniach, które zakończyły się poczęciem lub adopcją. I to też nie jest to!

Na razie nie znalazłam tego czego szukałam, a bardzo przydałaby mi się taka historia. Nie znam dobrej odpowiedzi, nie mam pomysłu jak zapełnić tę lukę. Wiem, że nie ma gotowej recepty, że niestety to bardzo indywidualna kwestia. Pozostaje szukać dalej.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Bóg się troszczy - rzecz o przyjaźni



Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty
ani równej wagi za wielką jego wartość.
Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia.
[Syr 6,14-16]

Czuję się ostatnio niesamowicie zaopiekowana. Tak, przez Boga też (po okresie dość trudnej codzienności, gdy w końcu na modlitwie szczerze wyznałam swoją marność i poprosiłam o miłosierdzie i wsparcie, nie dowierzam, jak wiele łask otrzymuję – drobnych, codziennych, a dla mnie niezwykle wartościowych i ogromnie mi potrzebnych), ale także przez Was.

Basia dzwoni, mówiąc: "wciąż mam Cię w myślach, wszystko dobrze u Ciebie?" albo: "trafiłam na coś takiego i poczułam, że powinnam Ci to powiedzieć".

Beata pisze piękne świadectwo w odpowiedzi na mój post nt. rozważań preadopcyjnych i wspomina, że myśli o nas na modlitwie, i że poczuła przynaglenie do podzielenia się ze mną swoją historią. (Jeszcze nawet nie odpisałam, tak niesamowite wrażenie to na mnie zrobiło)

Iwonka, dzieli się swoimi radościami i smutkami, podsyła zachętę do udziału w rekolekcjach – to dzięki niej tak dobrze się czułam na ubiegłorocznych rekolekcjach z o. J. Manjackalem, i dzięki niej w październiku pójdziemy na rekolekcje już oboje.

Dlaczego piszę o tym teraz?

środa, 24 sierpnia 2016

Daj szansę Bogu! Wyślij wreszcie ten kupon!

Mając szansę śledzić liczne relacje z olimpiady w Rio (co zresztą sprawiało mi ogromną przyjemność) dziś chcę się podzielić z Wami sportową refleksją:)

Patrzyłam, jak zawodnicy wygrywają, biją rekordy, jak często przekraczają ograniczenia własnego ciała. Podziwiam ich, bo jestem świadoma, że na ten wynik, na te różnice odległości często milimetrowe, na te czasy liczone w setnych częściach sekundy pracują bardzo, bardzo ciężko swoim wysiłkiem. Talent, predyspozycje i niewątpliwie ta "iskra Boża" są im niezbędne, ale nic by nie osiągnęli, gdyby nie doszli do tego sami.

I tak sobie myślę... Modlimy się często o różne potrzebne nam dary, zdrowie, pomyślność, dzieci, pracę, męża, żonę... Czy czasami nie jest tak, że tylko się modlimy, a nic nie robimy w tym kierunku. Denerwuje nas coś, co możemy jakoś zmienić, ale nic nie robimy, a cały czas prosimy Boga, by pomógł...

Tak, jak w pewnym starym dowcipie:
Modli się człowiek: "Boże, proszę Cię, abym wygrał w totolotka. Dom bym wyremontował, rodzinę zabezpieczył...". I nic, czas mija, sąsiad wygrał, kolega wygrał, a człowiek modli się coraz goręcej... W końcu pewnego dnia podczas jednej z takich modlitw otwiera się niebo i Pan Bóg mówi do człowieka: "Modlisz się tylko i modlisz, a może byś wreszcie kupon wysłał...?!"

Daj szansę Bogu, by mógł działać w Twoim życiu!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Słowo bp. Grzegorza Rysia


przestrzeń dla siebie

Spotykam się ostatnio dość często z osobami, które zarzucają sobie, że czegoś nie zrobiły. Nie zaangażowały się w coś... Czegoś nie powiedziały... Gdzieś nie poszły...

I ja tak czasem mam. Dawniej nawet częściej tak miałam, częściej złościłam się na siebie, że czegoś nie zrobiłam, powiedziałam... Bo wszystko musiało być na 105%.

Teraz podchodzę do tego inaczej. Częściej zastanawiam się, dlaczego czegoś nie zrobiłam. Daję sobie częściej więcej przestrzeni, więcej prawa do niegotowości na coś, mam więcej zrozumienia dla siebie, a mniej walki, w której często można przegrać z samym sobą...

Dojrzewam? Starzeję się? Mądrzeję?

...?

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Powołani, by kochać i służyć (adopcja?)

Światowe Dni Młodzieży 2016 za nami. Niesamowity czas modlitwy, radości, słowa, wspólnoty. Każdy usłyszał coś dla siebie. Wielu zapamiętało wezwanie do założenia butów i ruszenia się z kanapy, by zostawić po sobie ślad w świecie.

Mnie poruszyły słowa papieża Franciszka, których słuchaliśmy z M., jadąc samochodem. Papież spotykał się z osobami konsekrowanymi, a mówił o powołaniu. O powołaniu do służby konkretnymi czynami miłości. O strachu, który sprawia, że zamykamy się w domach i własnym wnętrzu. O tym, że Jezus przechodzi przez zamknięte drzwi i wbrew temu strachowi posyła uczniów z misją. O pokusie, by pozostać przy swoim bezpiecznym i wygodnym życiu. I o tym, że poddanie się własnemu egoizmowi może pozbawić nadziei i radości.

Wielu zapewne skojarzyło się to z aktualnym obecnie tematem uchodźców. Mnie – z adopcją.

środa, 10 sierpnia 2016

A w mojej głowie wojna...

Za oknem dziś deszczowo. Czuję jakby kończyło się lato. W głowie jakieś wszechogarniające uczucie, że już czas na zmianę. I ogromne pytanie kiedy ona nastąpi... Czuję jakbym nie miała na nic wpływu, cały czas musiała ustępować, akceptować to, co się dzieje. Chciałabym zmienić pracę, ale wiem też, że muszę jeszcze trochę poczekać, że to będzie dla nas lepsze. Mam nadzieję, że wkrótce będę potrzebowała urlopu macierzyńskiego i wychowawczego i umowa na czas nieokreślony mi to umożliwi. Chciałabym żyć wolniej, nie musieć podejmować codziennie tylu decyzji, robić planów na dni, tygodnie... Chciałabym już przestać czekać...

czwartek, 4 sierpnia 2016

Jeszcze nie

Czytam książkę Billa Hybelsa Zbyt zajęci, by się NIE modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga. Książkę gorąco polecam (wypatrzyłam ją podczas Targów Wydawców Katolickich, na stoisku wydawnictwa esprit), a jeden z fragmentów tak pasuje do różnych rozterek, które są naszym udziałem, że muszę się nim podzielić i pozwalam go sobie po prostu zacytować.

Żyjemy w społeczeństwie instant, zawsze próbując zrobić wszystko coraz szybciej. Autostrady mają szybkie pasy, supermarkety możliwość błyskawicznej obsługi, filmy i programy w telewizji dostajemy na żądanie” i chcemy zmienić swój komputer, jeśli musimy na coś czekać pięć sekund. Wszystko to tłumaczy, dlaczego ludzie mówią mi: „Nie wiem, co o tym myśleć. Modlę się w pewnej intencji od trzech dni i Bóg jeszcze nic z tym nie zrobił”.

piątek, 29 lipca 2016

Dietetyczne dylematy (1)


Światowe Dni Młodzieży w pełni, a u mnie takie mało duchowe rozważania dziś. 

Dieta eliminacyjna ze względu na nietolerancje pokarmowe jest moim doświadczeniem od kilku lat. Nie pytajcie ilu, bo kto mnie zna, to wie, że czas w mojej sferze bezdzietności (badania, leczenia, starań) nie daje się uchwycić. Temat obszerny, więc pojawi się w odcinkach. I zacznę od końca. 

Już nie trzymam diety. Jem wszystko. No prawie wszystko – kilka produktów staram się mocno ograniczyć, a mleko krowie eliminuję całkowicie (odpycha mnie sam zapach). Mleko, produkty pochodne już nie. Czuję się nieźle, ale i tak towarzyszy mi potworne poczucie winy... Bo z tyłu głowy wciąż jakiś głos nie przestaje mówić:

Obok mnie dzieją się wielkie rzeczy!



Dodarło do mnie jak wiele ważnych spraw odrzucam, nie zwracam na nie uwagi albo trochę na przekór mówię „ Nie! Po co? Niech inni się tym zajmą! To nie dla mnie”. Po prostu stoję obok nie wykazując większego zaangażowania. Często mi się to zdarza.

W zeszłym tygodniu w naszej parafii, tak jak w wielu innych, przeżywaliśmy ŚDM w diecezjach. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co się w tym czasie działo. Ci wszyscy ludzie z różnych stron świata. Byli wprost niesamowici w swojej modlitwie, sposobie bycia, otwartości . Wiele trudu ich kosztowało, aby tu przyjechać. A my tak blisko… nie zrobiliśmy prawie nic…

O ŚDM mówiło się już przecież od bardzo dawna. Co jakiś czas słyszeliśmy w kościele, że potrzebne są osoby do pomocy, że będzie organizowany wyjazd do Krakowa. Jakoś wtedy zupełnie mnie to nie ruszyło. Nasze zaangażowanie sprowadziliśmy jedynie do przyjęcia pielgrzymów. Jak patrzyłam na to wszystko co się działo w parafii w ostatnim tygodniu, było mi żal, że mój udział jest tak mały, że przecież jeszcze w tylu rzeczach mogliśmy pomóc, że dobrowolnie wybrałam rolę obserwatora. Czegoś zabrakło – odwagi, ochoty? A może ciągle czujemy się jacyś gorsi, wycofani i niezdolni do pewnych rzeczy?

Mimo to jesteśmy wdzięczni za ten czas, za to, że w naszym domu było nas wreszcie więcej niż tylko dwoje. Z przyjemnością wstawałam rano godzinę wcześniej niż zwykle (uwielbiam spać  więc wstawanie rano jest dla mnie czymś okrutnym), aby przygotować śniadanie. Wieczorami czekaliśmy na naszych pielgrzymów z kolacją, która zwykle kończyła się grubo po północy. Ciężko było się rozstać. Pożegnanie było trudne i rzewne. Trochę nie rozumiałam o co chodzi. Przecież to tylko kilka wspólnych dni, a właściwie to poranków i wieczorów. Uświadomiłam sobie jednak, że był to czas, który mocno odbiegał od naszej zwykłej codzienności, że skupialiśmy się na czyś innym niż nasze braki i problemy. Mogliśmy dać coś z siebie innym, zatroszczyć się o kogoś jeszcze. To tęsknota za tym, aby taka właśnie była nasza codzienność.

Może z tej tęsknoty Pan wybuduje coś większego…
A może to dla mnie jakaś lekcja, aby otwierać się na to co wydaje się "nie dla mnie", aby nie stracić życia, którego i tak jest we mnie mało.