poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Adopcji mówię stanowczo NIE ?



Słowo adopcja budzi we mnie różne emocje. Nie dopuszczam na dłużej do siebie myśli, że moglibyśmy adoptować dziecko. Tematu raczej unikam. Nawet czytając książki dotyczące starań o dzieci i związanych z tym problemów, omijam rozdziały mówiące o adopcji. To chyba ze strachu.

Ponad dwa lata temu miałam taki czas, że dużo o tym myślałam. Nie byliśmy całkiem gotowi, ale rozważaliśmy to. Może dlatego, że byliśmy blisko z naszymi znajomymi, którzy z entuzjazmem przygotowywali się do tego procesu. Mieliśmy z mężem nawet taki plan, że jak przyjedzie do Polski na urlop (pracował wtedy przez rok za granicą) to wybierzemy się do ośrodka adopcyjnego, żeby czegoś więcej się dowiedzieć. Sprawy się trochę pokomplikowały, mąż na urlop nie przyjechał, a po jego powrocie do Polski po dość krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy, że nie jesteśmy gotowi i zamykamy temat.

I tak było przez cały ten czas. Aż do momentu wpisu, który zamieściła na blogu Ewa. Zaczęłam więcej o tym myśleć. Na początku byłam zła, że ten temat wraca. Nie chcę tego dotykać! Kilka dni potem rozmawialiśmy z mężem o adopcji. Trochę dziwna to była rozmowa, bo czułam, że żadne z nas nie chce się przed sobą przyznać, że dopuszcza taką możliwość, że może nawet czasem trochę chce. Tu zawsze mi się włącza rozkładanie wszystkiego na części pierwsze i szukanie konkretnej, jasnej odpowiedzi. Wiem, że adopcja to trudna decyzja. Chyba miałabym problem z pokochaniem dziecka adopcyjnego. I wtedy postawiłam sobie pytanie: chcesz mieć dziecko czy być matką? Bo jeśli tylko to pierwsze, to trochę słabo! Jeśli jednak chcę być matką to czy nie powinnam być bardziej otwarta na adopcję? Jak to właściwie powinno być? (no takie moje tunelowe rozumowanie). A może ma zostać tak jak jest, żeby nie skrzywdzić siebie i innych? 

niedziela, 28 sierpnia 2016

W poszukiwaniu sposób na życie



Przychodzi czasem taki czas, kiedy brak potomstwa nie jest aż tak uciążliwy, kiedy głowę zajmują inne sprawy. Zastanawiam się wtedy jak dobrze przeżyć życie bez żalu, frustracji i poczucia braku spełnienia. Czy to w ogóle możliwe po nieudanych staraniach o dziecko?

Myślę sobie wtedy, że potrzebuję jakiegoś niebanalnego sposobu na dobre przeżycie życia bez dzieci. Czasem ponosi mnie moja wyobraźnia. Mam tak szalone pomysły, że pewnie niejedna osoba mocno popukałaby się w głowę, gdyby je usłyszała. Niestety, większość z nich pozostaje w sferze marzeń, bo może tak jest bezpieczniej, bo ich realizacja wiązałaby się z konkretnymi zmianami i wielką życiową rewolucją. 

Od dawna już dręczy mnie pytanie czy zamężna kobieta po etapie nieudanych starań o dziecko może jeszcze czuć się prawdziwie szczęśliwa i spełniona? Czy istnieje coś porównywalnego z macierzyństwem, czy coś może z sukcesem wypełnić ten brak? Wiele osób twierdzi, że bycie matką to najwspanialsza rola w życiu kobiety, że to sens jej istnienia. Nie mam dzieci, więc się z tym nie zgadzam! To niemożliwe! Musi być coś zamiast!
Parę dni temu szukałam odpowiedzi na moje pytanie przeglądając internet. Znalazłam wiele historii. Najwięcej jest oczywiście takich, w których  bezdzietne kobiety wspaniale się realizują i rozwijają - są szczęśliwe bez dzieci, bo tak naprawdę nigdy nie chciały ich mieć. Taką podjęły decyzję i tego się trzymają. Oczywiście nie o to mi chodzi, ale poczułam, że trochę im zazdroszczę, bo ominęły je te wszystkie mało przyjemne sprawy związane z nieudanymi staraniami. Nie mniej było też historii o długich i trudnych staraniach, które zakończyły się poczęciem lub adopcją. I to też nie jest to!

Na razie nie znalazłam tego czego szukałam, a bardzo przydałaby mi się taka historia. Nie znam dobrej odpowiedzi, nie mam pomysłu jak zapełnić tę lukę. Wiem, że nie ma gotowej recepty, że niestety to bardzo indywidualna kwestia. Pozostaje szukać dalej.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Bóg się troszczy - rzecz o przyjaźni



Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty
ani równej wagi za wielką jego wartość.
Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia.
[Syr 6,14-16]

Czuję się ostatnio niesamowicie zaopiekowana. Tak, przez Boga też (po okresie dość trudnej codzienności, gdy w końcu na modlitwie szczerze wyznałam swoją marność i poprosiłam o miłosierdzie i wsparcie, nie dowierzam, jak wiele łask otrzymuję – drobnych, codziennych, a dla mnie niezwykle wartościowych i ogromnie mi potrzebnych), ale także przez Was.

Basia dzwoni, mówiąc: "wciąż mam Cię w myślach, wszystko dobrze u Ciebie?" albo: "trafiłam na coś takiego i poczułam, że powinnam Ci to powiedzieć".

Beata pisze piękne świadectwo w odpowiedzi na mój post nt. rozważań preadopcyjnych i wspomina, że myśli o nas na modlitwie, i że poczuła przynaglenie do podzielenia się ze mną swoją historią. (Jeszcze nawet nie odpisałam, tak niesamowite wrażenie to na mnie zrobiło)

Iwonka, dzieli się swoimi radościami i smutkami, podsyła zachętę do udziału w rekolekcjach – to dzięki niej tak dobrze się czułam na ubiegłorocznych rekolekcjach z o. J. Manjackalem, i dzięki niej w październiku pójdziemy na rekolekcje już oboje.

Dlaczego piszę o tym teraz?

środa, 24 sierpnia 2016

Daj szansę Bogu! Wyślij wreszcie ten kupon!

Mając szansę śledzić liczne relacje z olimpiady w Rio (co zresztą sprawiało mi ogromną przyjemność) dziś chcę się podzielić z Wami sportową refleksją:)

Patrzyłam, jak zawodnicy wygrywają, biją rekordy, jak często przekraczają ograniczenia własnego ciała. Podziwiam ich, bo jestem świadoma, że na ten wynik, na te różnice odległości często milimetrowe, na te czasy liczone w setnych częściach sekundy pracują bardzo, bardzo ciężko swoim wysiłkiem. Talent, predyspozycje i niewątpliwie ta "iskra Boża" są im niezbędne, ale nic by nie osiągnęli, gdyby nie doszli do tego sami.

I tak sobie myślę... Modlimy się często o różne potrzebne nam dary, zdrowie, pomyślność, dzieci, pracę, męża, żonę... Czy czasami nie jest tak, że tylko się modlimy, a nic nie robimy w tym kierunku. Denerwuje nas coś, co możemy jakoś zmienić, ale nic nie robimy, a cały czas prosimy Boga, by pomógł...

Tak, jak w pewnym starym dowcipie:
Modli się człowiek: "Boże, proszę Cię, abym wygrał w totolotka. Dom bym wyremontował, rodzinę zabezpieczył...". I nic, czas mija, sąsiad wygrał, kolega wygrał, a człowiek modli się coraz goręcej... W końcu pewnego dnia podczas jednej z takich modlitw otwiera się niebo i Pan Bóg mówi do człowieka: "Modlisz się tylko i modlisz, a może byś wreszcie kupon wysłał...?!"

Daj szansę Bogu, by mógł działać w Twoim życiu!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Słowo bp. Grzegorza Rysia


przestrzeń dla siebie

Spotykam się ostatnio dość często z osobami, które zarzucają sobie, że czegoś nie zrobiły. Nie zaangażowały się w coś... Czegoś nie powiedziały... Gdzieś nie poszły...

I ja tak czasem mam. Dawniej nawet częściej tak miałam, częściej złościłam się na siebie, że czegoś nie zrobiłam, powiedziałam... Bo wszystko musiało być na 105%.

Teraz podchodzę do tego inaczej. Częściej zastanawiam się, dlaczego czegoś nie zrobiłam. Daję sobie częściej więcej przestrzeni, więcej prawa do niegotowości na coś, mam więcej zrozumienia dla siebie, a mniej walki, w której często można przegrać z samym sobą...

Dojrzewam? Starzeję się? Mądrzeję?

...?

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Powołani, by kochać i służyć (adopcja?)

Światowe Dni Młodzieży 2016 za nami. Niesamowity czas modlitwy, radości, słowa, wspólnoty. Każdy usłyszał coś dla siebie. Wielu zapamiętało wezwanie do założenia butów i ruszenia się z kanapy, by zostawić po sobie ślad w świecie.

Mnie poruszyły słowa papieża Franciszka, których słuchaliśmy z M., jadąc samochodem. Papież spotykał się z osobami konsekrowanymi, a mówił o powołaniu. O powołaniu do służby konkretnymi czynami miłości. O strachu, który sprawia, że zamykamy się w domach i własnym wnętrzu. O tym, że Jezus przechodzi przez zamknięte drzwi i wbrew temu strachowi posyła uczniów z misją. O pokusie, by pozostać przy swoim bezpiecznym i wygodnym życiu. I o tym, że poddanie się własnemu egoizmowi może pozbawić nadziei i radości.

Wielu zapewne skojarzyło się to z aktualnym obecnie tematem uchodźców. Mnie – z adopcją.

środa, 10 sierpnia 2016

A w mojej głowie wojna...

Za oknem dziś deszczowo. Czuję jakby kończyło się lato. W głowie jakieś wszechogarniające uczucie, że już czas na zmianę. I ogromne pytanie kiedy ona nastąpi... Czuję jakbym nie miała na nic wpływu, cały czas musiała ustępować, akceptować to, co się dzieje. Chciałabym zmienić pracę, ale wiem też, że muszę jeszcze trochę poczekać, że to będzie dla nas lepsze. Mam nadzieję, że wkrótce będę potrzebowała urlopu macierzyńskiego i wychowawczego i umowa na czas nieokreślony mi to umożliwi. Chciałabym żyć wolniej, nie musieć podejmować codziennie tylu decyzji, robić planów na dni, tygodnie... Chciałabym już przestać czekać...

czwartek, 4 sierpnia 2016

Jeszcze nie

Czytam książkę Billa Hybelsa Zbyt zajęci, by się NIE modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga. Książkę gorąco polecam (wypatrzyłam ją podczas Targów Wydawców Katolickich, na stoisku wydawnictwa esprit), a jeden z fragmentów tak pasuje do różnych rozterek, które są naszym udziałem, że muszę się nim podzielić i pozwalam go sobie po prostu zacytować.

Żyjemy w społeczeństwie instant, zawsze próbując zrobić wszystko coraz szybciej. Autostrady mają szybkie pasy, supermarkety możliwość błyskawicznej obsługi, filmy i programy w telewizji dostajemy na żądanie” i chcemy zmienić swój komputer, jeśli musimy na coś czekać pięć sekund. Wszystko to tłumaczy, dlaczego ludzie mówią mi: „Nie wiem, co o tym myśleć. Modlę się w pewnej intencji od trzech dni i Bóg jeszcze nic z tym nie zrobił”.