poniedziałek, 27 marca 2017

Sara, Anna i Zachariasz – wciąż o uczuciach

Dzieje się emocjonalnie dużo. W kwestii wiary... cóż... wiem, że nic nie wiem, a wierzę, że Pan Bóg jest większy i ogarnia mnie i z tymi emocjami i z wiarą. Ja nie ogarniam.

Sara


Jakiś czas temu usłyszałam znów słowa: Wierzę, że i Wam Pan Bóg niedługo w końcu pobłogosławi. Przytaknęłam dobrotliwie, w głębi ducha się podśmiewając i pobłażliwie myśląc tak, tak, jasne. Po jakimś czasie wróciłam myślami do tej reakcji i ze zdziwieniem stwierdziłam: czyżbym była jak Sara? Czas upływa to prawda, ale biologicznie nic nie jest jeszcze przesądzone. Ale czy wierzę? Jak wierzę?

Anna


Czasem się zastanawiałam, że w swojej historii takiego spotkania z Bogiem jak Anna nie miałam – na granicy wytrzymałości, a w zasadzie po przekroczeniu wszystkich barier. Przed ołtarzem, cała we łzach. Nie, że nigdy nie płakałam, ale w miarę dyskretnie.

czwartek, 23 marca 2017

Cykliczność uczuć i postaw

Od czasu do czasu bywa źle, bardzo źle. Pojawia się poczucie bezsensu, brak mi nadziei. Złość i zazdrość, łzy, zmęczenie – wiem, wiem, mam do tego prawo! 

Potem przychodzi trochę lepszy czas, próba zrozumienia i myśl, że Bóg wie lepiej. 

Czasem  bywa całkiem nieźle – kiedy szukam w tym wszystkim tzw. „dobrych stron”. Dochodzę nawet do stwierdzenia „Jest dobrze! Jestem szczęśliwa w tym co mam”. Aż trudno uwierzyć! 

A potem wszystko znika. Znowu jakaś „trudna sytuacja” rozdziera mnie na pół ( i kilka dni wyjętych z życia).


To właśnie ja. Te same nastroje, uczucia i emocje pojawiają się cyklicznie. Ciężko przerwać tę serię. Kiedyś myślałam, że te etapy można przerobić, zamknąć i zostawić za sobą. Coś nie wychodzi. Do czego mi to potrzebne…? JESZCZE nie wiem!

czwartek, 16 marca 2017

Uczucia niechciane (2)

Przeczytałam post Agi i chciałam skomentować, ale jednak za długi komentarz by wyszedł i zniknąłby po prostu. A temat uczuć niechcianych też do mnie wraca. 

Właśnie zobaczyłam na Fb radosną informację o narodzinach w dalszej rodzinie (ślub był chyba w zeszłym roku?), inna kuzynka jest w ciąży. I niby wspaniale, ale rzeczywiście pojawia się niechciany SMUTEK. Mimo że nikomu nie życzę takich trudności, jakich my doświadczyliśmy i doświadczamy. Mimo że to wspaniałe dziewczyny i małżeństwa i taki porządek rzeczy. Nie zobaczę sie z nimi, jest dystans, brak bezpośredniego kontaktu, napiszę "Gratulujemy!!!" i po sprawie...

Czy aby na pewno? Będą pojawiać się kolejne zdjęcia, radosne nowiny (bo przecież o trudnościach i codziennych zmaganiach informować nie będą), dziecko będzie rosło – miesiąc, 3 miesiące, roczek; pojawi się rodzeństwo, a u nas bez zmian... I tak będę oglądać te zdjęcia, nawet lajkować, zachwycać się szczerze radosnym maluchem, a w sercu... odezwie się SMUTEK.

Dopiero co przypomniały mi się moje zmagania z innym niechcianym uczuciem – zazdrością. Najpierw STRACH, że ktoś się ze mną podzieli radosną nowiną i próba uprzedzenia tej sytuacji (lustrowanie brzucha, badanie zachowań, czasem nawet podpytywanie – wszystko, bym mogła się przygotować), potem ŁZY, budowanie dystansu, ZAZDROŚĆ (czemu ona nie ja? W czym jest lepsza, a w zasadzie to nie jest, więc czemu...).

środa, 15 marca 2017

Uczucia niechciane

Niepłodność przynosi ze sobą cały bagaż uczuć. Do części z nich wcale nie chcemy się przyznawać. Łatwiej głośno powiedzieć, że niepłodność uczy empatii, cierpliwości czy doceniania tego, co mamy. Wszystko to jest przecież prawdą. Trudniej przyznać się do swoich słabości.

Dla mnie ogromnie stresujące są sytuacje, gdy przyszła mama przekazuje mi informację o ciąży. Tak bardzo chciałabym dzielić radość z tą osobą i nie myśleć o sobie. Niestety, ja zawsze odnoszę tą informację do siebie. Mimo tego, że mogę powiedzieć, że pogodziłam się z moją sytuacją i szukam w niej drogi dla siebie, to zawsze serducho zaboli. Nie chcę tego czuć. Kiedyś koleżanka przepraszała mnie, że poinformowała o swojej ciąży mailem. Myślę, że jak dla mnie jest to bardzo dobry sposób. Wtedy może mi swobodnie najpierw polecić łezka, mam czas na ogarnięcie, a potem łatwiej jest pogratulować i skupić się na tej osobie.

Jakiś czas temu dowiedziałam się o ciąży ważnej dla mnie osoby. Niestety nie zdołałam opanować wtedy moich emocji. Myślę, że każdy zwrócił uwagę na moje zapłakane oczy, smutek i fakt, że nie gratulowałam,  ani dopytywałam o szczegóły. Chciałam odkręcić tą sytuację, zadzwoniłam, przeprosiłam i starałam się siebie wytłumaczyć. Teraz niby wszystko jest dobrze, ale strasznie ciąży mi tamto wydarzenie. Bardzo się spinam w towarzystwie tej osoby, co tylko powiększa przepaść między nami. Wiem, że muszę coś z tym zrobić.

Bardzo smutny mi wyszedł ten post, ale czasem warto jest coś z siebie wyrzucić, żeby przyszło nowe, lepsze i zastąpiło to niechciane uczucie.

wtorek, 14 marca 2017

Weronice i Szymonowi

Wielki Post, a szczególnie nabożeństwo Drogi Krzyżowej przynosi mi na myśl analogie do drogi życia małżeństwa bezdzietnego. Może naszego, może Waszego...

Często jest jakiś sąd, jest jakiś wyrok, są biczujące komentarze, cierniowe spojrzenia, kolejne upadki, powstania z kolan... Są łzy, rany...

To wszystko boli, jest trudne, choć wierzę, że droga zawiedzie w końcu do czegoś dobrego, co Bóg dla nas zaplanował.

Podczas tej drogi są na szczęście, i dzięki za to Bogu, liczne Weroniki i Cyrenejczycy. Dostrzegam ich wokół, jednak ostatnie dni i godziny szczególnie pokazały, jak wielu ich jest:) Jak drobnym gestem, słowem, potrafią wesprzeć, otrzeć zakurzoną, umęczoną twarz, dać siłę, by iść dalej. I nawet jeśli sami nie są blisko Boga, albo gdzieś się pogubili w życiu, są świadectwem miłości dla bliźniego.

Bardzo dziękuję Wam, bliscy i dalecy, mali i duzi, którzy nas wspieracie i jesteście z nami. My jesteśmy z Wami, otaczamy Was naszą modlitwą i staramy się być dla was Weroniką i Szymonem...