środa, 8 czerwca 2016

WIARY mi trzeba na te dziwne czasy



Odkrywam ostatnio, że bardziej niż czegokolwiek brakuje mi dziś WIARY. Różne, z pozoru małe wydarzenia z ostatnich kilku tygodni wyraźnie na to wskazują. Trochę mnie to zmroziło, bo przecież JESTEM WIERZĄCA! Rekolekcje radiowe, w których biorę udział i z którymi jednak trochę się męczę, bo medytacje nie idą tak jakbym chciała, też mi to pokazały.

W kogo wierzę ? W jakiego Boga? Czy ufam mojemu Bogu? Czy wierzę, że On wszystko może, że to On daje życie? Czy naprawdę wierzę? Na poziomie rozumu tak, w sercu już jednak zdecydowanie mniej. 

W medytacjach powraca Przypowieść o synu marnotrawnym. Po raz pierwszy odebrałam tę przypowieść w inny niż do tej pory sposób. Jestem porażona jaką Miłością obdarza Bóg swoje dzieci. Nie wierzyłam w taką MIŁOŚĆ.

Nie wiem jak to będzie dalej, ale mam mocne pragnienie WIARY. Wczoraj usłyszałam: „Już samo pragnienie powoduje, że nie jesteś na początku, ale już w połowie drogi, a Pan jest wierny!”. Tego będę się trzymać!

PROSZĘ O WIARĘ
Stukam do nieba
proszę o wiarę
ale nie o taką z płaczem na ramieniu
taką co liczy gwiazdy a nie widzi kury
taką jak motyl na jeden dzień
ale
zawsze świeżą bo nieskończoną
taką co biegnie jak owca za matką
nie pojmuje ale rozumie
ze słów wybiera najmniejsze
nie na wszystko ma odpowiedź
i nie przewraca się do góry nogami
jeżeli kogoś szlag trafi 

P.S.
Jak zawsze bezcenne teksty Księdza Jana.

2 komentarze:

  1. Moje doświadczenie z tymi rekolekcjami jest podobne: senność już po kilku minutach medytacji, problem ze skupieniem, myślenie o rzeczach codziennych... Ale kilka medytacji rzeczywiście mi wyszło i to powoduje we mnie "głód" by powtórzyć - oczywiście minimum po dwóch tygodniach odpoczynku ;) te które nie poszły najlepiej. Kilka razy udało mi się "usłyszeć" co Pan chciał mi przekazać ale było to zaledwie kilka na 20 razy. Czas ten więc był trudny (raz nawet myślałam, żeby je przerwać myślałam, że nie dam rady-miałam kryzys...)ale nie poddałam się i nie żałuję :) Jeszcze jedna taka uwaga ku pocieszeniu: rozmawiałam ostatnio z osobą, która jest od dwudziestu kilku lat w neokatechumenacie i mówiła mi, że polecono im wprowadzać do codziennej modlitwy 15 minutową medytacje (słuchanie Boga) i powiedziała mi, że stwarza jej to ogromną trudność...a doświadczenie w "tematach" wiary ma sto razy większe ode mnie...
    Uwierzyć umysłem a uwierzyć sercem....tak - to dwie różne rzeczy...bo sercem to trzeba poczuć Bożą miłość a zadanie to nie łatwe....

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny - usłyszałyście głos Boga "zaledwie" kilka (!) razy w ciągu miesiąca... A jak często słyszałyście go dotąd?! Dla mnie ten czas też nie był łatwy. Wręcz jeden tydzień mi wypadł. Ale dla tych kilku bardzo konkretnych spotkań z Panem, z bardzo konkretnym słowem dla mnie, warto było. I tak jak Agnieszka - wrócę do tych trudniejszych medytacji: być może to słowo nie było akurat na ten konkretny czas dla mnie... Ale Pan czeka na te spotkania z nami! Z miłością i cierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń