czwartek, 30 czerwca 2016

Moje serce



Jakiś czas temu trafiłam na fejsbuku na taką grafikę:







Dała mi do myślenia. Nigdy nie byliśmy wśród tych par, które pielgrzymują od sanktuarium do sanktuarium w nadziei, że gdzieś zostanie wysłuchana ich prośba o potomstwo. Przypomniał mi się jeden z pierwszych wpisów Kingi, a zastanowiło pytanie o miejsce Boga w moim sercu. A raczej o otwartość mojego serca.


Mam od jakiegoś czasu wrażenie, że doszłam do pewnej poprzeczki, granicy w wierze. Wiele się we mnie okienek pootwierało, ale czy umiem w pełni zaufać? Gdzieś wciąż towarzyszy mi lęk, czasem mam wrażenie, że obawa to to co mnie przede wszystkim wypełnia. Gdy jedna znika, pojawia się kolejna.

środa, 22 czerwca 2016

Mój punkt widzenia

Jakiś czas temu oglądałam jedną z dobranocek o. Szustaka o budujących katedrę. Każdy robił to samo, był w takiej samej sytuacji, jednak też każdy z nich odbierał tą sytuację inaczej. Jeden jako ciężką pracę, aby zarobić na chleb, a drugi jako udział w wielkim przedsięwzięciu o wielkim celu.

Po obejrzeniu tej dobranocki przyszła do mnie taka refleksja, że ja często używam stwierdzenia, że nie mi oceniać, bo jestem w innej sytuacji. Jakoś raczej słabo myślę o tym, że też ludzie w tej samej sytuacji inaczej przeżywają swoje problemy i inaczej z nimi idą przez życie.

W ostatnim czasie widzę sytuacje, które właśnie mogę odbierać w różny sposób. Albo jako takie, które przyniosą radość albo takie, które tylko pogłębią moje uczucie osamotnienia.

Jedna sytuacja była na poprawinach po weselu mojej szwagierki. Piękna pogoda, siedzieliśmy sobie na ławce pod salą - my, moja teściowa, jej rodzeństwo i moi szwagrowie z żonami i dziećmi. Jedno jeszcze malutkie, teściowa bujała w wózku. Jak tak siedzieliśmy, w pewnym momencie, pomiędzy jednym a drugim tematem teściowa wtrąciła, że w życiu są piękne tylko chwile i to jest właśnie ta chwila. Pomyślałam sobie wtedy, że ona mnie nie rozumie...Nie wie jak bardzo obezwładniające jest dla mnie pragnienie dziecka, teraz też kiedy te bąble biegają wokół. Z drugiej strony poczułam też jakąś taką akceptację. Nie jest najważniejsze dla niej to, że u nas nie ma dziecka. Jest nam fajnie ze sobą, a ja jestem akceptowana z tymi wszystkimi moimi spadkami nastrojów, z naszą niepłodnością.

Druga sytuacja też była na weselu. Synek mojego szwagra darł się do mnie z drugiego końca podwórka: ciociuuu, ciociuuu chodź tu!!! Pokażę Ci coś pięknego! Jak chciałam wtedy, żeby to moje dziecię mnie tak wołało, żeby mówiło, że chce mu się pić i chce ze mną zatańczyć. Z drugiej strony jak cudownie być tą ciocią, za którą się krzyczy...Koniec końców tym czymś pięknym był skalniak z sadzawką, ale dla mnie ten krzyk ciociuuu był piękny:)

A teraz jeszcze wiadomość od bliskiej mi osoby o ciąży. Ona tak samo walczyła o dzieci latami, dzieci przyszły chyba w najmniej spodziewanym momencie. Dzieci, bo to jest już drugie, po niecałym roku od pierwszego, na które czekali długie lata. Niestety ja ciężko znoszę zazwyczaj informacje o ciążach. Mam do siebie o to pretensje, można by o tym napisać osobny post. Tym razem wiadomość ta przyniosła radość. Widzę jak te nasze życie jest przewrotne, jak wszystko może się zmienić. Cieszę się tą historią i czerpię z niej siłę dla siebie.

Panie Boże dziękuję, że dajesz mi te wszystkie sytuacje. Spraw, żebym umiała je dostrzegać i widziała te dobro, które niosą. 

środa, 15 czerwca 2016

Jak zrozumieć bliźniaka??

Jakiś trudny czas dla mnie. Wszystkiego ostatnio za dużo, za szybko, za smutno... Co się przyzwyczaję do czegoś, kogoś, to "pstryk" i już zmiana. Niczym w kalejdoskopie.
Z jednej strony uwielbiam jak się dzieje, jak wpadam w wir wydarzeń i działam. To ja- impulsywny zadaniowiec...

Z drugiej strony, gdy przychodzi moment przenośnego lub dosłownego rozstania moje serce jest w plasterkach, długo i trudno się zbieram do kupy. To ja- melancholiczny uczuciowiec...

Okropnie nie lubię się żegnać. W ciągu kilku bieżących dnia miałam aż dwie takie sytuacje. Każda mnie poruszyła na inny sposób. Każda inna, jedna odwracalna, druga-wieczna. Obie uruchomiły we mnie rozumową radość, ale w sercu kłuje...

I jak tu godzić swoje dwie, kompletnie sprzeczne ze sobą natury...? Ech...

Zostaje pomodlić się o rozum, serce i rozsądek... I szykować się na urlop.

Dobrej nocy.

środa, 8 czerwca 2016

WIARY mi trzeba na te dziwne czasy



Odkrywam ostatnio, że bardziej niż czegokolwiek brakuje mi dziś WIARY. Różne, z pozoru małe wydarzenia z ostatnich kilku tygodni wyraźnie na to wskazują. Trochę mnie to zmroziło, bo przecież JESTEM WIERZĄCA! Rekolekcje radiowe, w których biorę udział i z którymi jednak trochę się męczę, bo medytacje nie idą tak jakbym chciała, też mi to pokazały.

W kogo wierzę ? W jakiego Boga? Czy ufam mojemu Bogu? Czy wierzę, że On wszystko może, że to On daje życie? Czy naprawdę wierzę? Na poziomie rozumu tak, w sercu już jednak zdecydowanie mniej. 

W medytacjach powraca Przypowieść o synu marnotrawnym. Po raz pierwszy odebrałam tę przypowieść w inny niż do tej pory sposób. Jestem porażona jaką Miłością obdarza Bóg swoje dzieci. Nie wierzyłam w taką MIŁOŚĆ.

Nie wiem jak to będzie dalej, ale mam mocne pragnienie WIARY. Wczoraj usłyszałam: „Już samo pragnienie powoduje, że nie jesteś na początku, ale już w połowie drogi, a Pan jest wierny!”. Tego będę się trzymać!

PROSZĘ O WIARĘ
Stukam do nieba
proszę o wiarę
ale nie o taką z płaczem na ramieniu
taką co liczy gwiazdy a nie widzi kury
taką jak motyl na jeden dzień
ale
zawsze świeżą bo nieskończoną
taką co biegnie jak owca za matką
nie pojmuje ale rozumie
ze słów wybiera najmniejsze
nie na wszystko ma odpowiedź
i nie przewraca się do góry nogami
jeżeli kogoś szlag trafi 

P.S.
Jak zawsze bezcenne teksty Księdza Jana.

niedziela, 5 czerwca 2016

dziękuję i proszę

Dziś 5 czerwca. To dla mnie data szczególna, bo w tym dniu rozpoczęła się nasza droga małżeńskiego życia. Dla mnie to początek najpiękniejszego etapu życia. Nie wyobrażałam sobie nigdy, że można być tak szczęśliwym, a tu, proszę - można :).

Dziękuję Ci, Boże, szczególnie dziś za to, że tak to urządziłeś i postawiłeś na mojej drodze TEGO Mężczyznę. Dziękuję za wszystkie długie proste i małe wiraże, za górki i dolinki, za uśmiechy i smuteczki. ZA WSZYSTKO!!!!

Dziękuję za to, że dzień ten splotłeś z dniem kanonizacji o. Papczyńskiego i pozwoliłeś nam być obecnym na uroczystości.

DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ... I PROSZĘ, MIEJ NAS, BOŻE, W SWEJ OPIECE, BO TY WSZYSTKO DLA NAS NAJLEPIEJ WYMYŚLISZ.

sobota, 4 czerwca 2016

Przed kanonizacją o. Stanisława Papczyńskiego

Już w najbliższą niedzielę w Rzymie bł. o. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński zasili grono naszych świętych. To ważne wydarzenie także w życiu Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa. Pozwólcie, że w kilku słowach nakreślę, czemu.

1. Ojciec Papczyński mocno podkreślał w swoim nauczaniu potrzebę otwartości duchownych na  inicjatywy świeckich w Kościele. I tak powstało nasze Duszpasterstwo! W 2007 r. Kasia i Tomasz brali udział w Mszy świętej, podczas której jeden z księży marianów głosił kazanie i zachęcał do takiej właśnie aktywności, deklarując otwartość na nowe inicjatywy. Tym duszpasterzem był ks. Tomasz Nowaczek MIC (wówczas proboszcz w Parafii MB z Lourdes w Warszawie, obecnie rektor Seminarium Duchownego Zgromadzenia Księży Marianów w Lublinie), a wszystko działo się ok. miesiąc po beatyfikacji o. Stanisława! W styczniu 2008 r. została odprawiona pierwsza msza w intencji małżeństw starających się o poczęcie i napotykających trudności na swej drodze do rodzicielstwa.

2. Ojciec Papczyński był propagatorem i obrońcą życia - od momentu poczęcia aż do momentu śmierci. Kult Niepokalanego Poczęcia NMP, który głosił i w imię którego był gotów oddać życie to też pewność, że to Bóg jest dawcą życia i od Niego zależy cała nasza historia, którą zna i prowadzi już dużo wcześniej przed naszymi narodzinami. I zawczasu przygotowuje nas na to, co ma nastąpić czasem wiele lat później.

3. Jest określany potężnym patronem dzieci i matek w ciąży - cud uznany podczas procesu beatyfikacyjnego to wskrzeszenie dziecka zmarłego w łonie matki. A jak czytamy w licznych artykułach ukazujących się przed kanonizacją - o. Papczyński "ma niezwykły układ z Panem Jezusem przy wspieraniu małżonków pragnących potomstwa". Wiele z naszych par po odwiedzeniu grobu o. Papczyńskiego na Mariankach w Górze Kalwarii podjęło modlitwę za jego wstawiennictwem. Niektórzy małżonkowie odczuli też wewnętrzne przynaglenie, by wziąć udział w mszy kanonizacyjnej na pl. Św. Piotra i są właśnie w drodze do Rzymu - wioząc ze sobą (i fizycznie i w sercach) intencje wielu pragnących par.

4. Znamiennym jest z pewnością również, że dynamiczny rozwój Duszpasterstwa (wynikający z potrzeby dawania świadectwa o niesamowitej bliskości i prowadzeniu Boga w tym niełatwym doświadczeniu długich starań o potomstwo) rozpoczął się kilka miesięcy przed ogłoszeniem decyzji o kanonizacji o. Stanisława i nadal trwa! We wszystkich działaniach towarzyszy nam obecny duszpasterz - ks. Łukasz Mazurek MIC ze swoją niespożytą energią i niegasnącym entuzjazmem :).

Emocje są. Wiara i nadzieja ożyły w wielu sercach. Nasza Sylwia już jest w Rzymie i będzie również w naszym imieniu uwielbiać Pana za nowego świętego obrońcę i orędownika życia oraz za wstawiennictwem św. Stanisława szczególnie w dniu jego kanonizacji powierzać wszystkie nasze intencje. Jeśli czytacie tego bloga to również i Wasze, bo zawsze o Was pamiętamy - w końcu "Tańczyć w deszczu" powstało z myślą o tym, że jest gdzieś jakaś Ewa, Agnieszka, Asia, Kinga, Sylwia*, której takie świadectwo jest potrzebne.

* Oczywiście imiona powtórzyłam nasze, ale tylko jako egzemplifikację ;)


środa, 1 czerwca 2016

Recepta

Po mszy z modlitwą uwielbienia w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie:

1. przebaczyć
2. prosić o uzdrowienie
3. uwierzyć

Tylko tyle ;) Do dzieła zatem! ;)

Aha - w ST jedno ze znaczeń miłosierdzia to "łono matki", zatem nieść miłosierdzie to dawać nowe życie. Także: przebaczajmy, wierzmy i bądźmy miłosierne! :)

Edit po rozmowie z A.: tylko nie liczmy na niepokalane poczęcie, musimy się nieco bardziej postarać ;)