czwartek, 11 lutego 2016

W poszukiwaniu cudu



Jeszcze jedno święte miejsce, najlepiej za granicą, Lourdes, Fatima, Medjugorie, przecież tam sparaliżowani zaczynają chodzić, słabi odzyskują witalność. Tak, tam się uda, moje modlitwy zostaną wysłuchane. Takim schematem myślałam wiele lat. 

Kolejne urlopy planowaliśmy tak, aby pielgrzymować do tych sanktuariów. Wyjątkowy czas spędziliśmy w Medjugorie, zamierzaliśmy zostać tam trzy dni, jednak nasz pobyt znacznie się wydłużył. Po upływie czasu przeznaczonego na Medjugorie pojechaliśmy na „właściwą”, jak nam się wydawało część wakacji do Chorwacji (kolejny raz wybraliśmy Dalmację). Wymarzona pogoda, pocztówkowy widok z okna, morze na wyciągnięcie ręki, a my codziennie wracamy do Bośni do Medjugorie. Nie korzystamy z nocnego życia, modlimy się różańcem, pierwszy raz od wielu lat. Kościół nie zatwierdził dziejących się tam cudów, ale pielgrzymi nie mają wątpliwości. My również czuliśmy wyjątkową atmosferę. Wracamy do domu, już wiem, że i tym razem się nie udało, mijają miesiące nic się nie dzieje. Jak to nic się nie dzieje? Nasza relacja z Bogiem w końcu jest żywa. Szukamy Boga, trochę po omacku, niemal każdej niedzieli wybieramy inny Kościół, w naszym parafialnym w ogóle nie bywamy.  

Minął kolejny rok, może dłużej, nie pamiętam co się stało, że pewnej październikowej niedzieli trafiliśmy do naszego Kościoła. Z ogłoszeń dowiedziałam się o rozpoczynających się Rekolekcjach Ewangelizacyjnych Odnowy w Duchu Świętym. Od początku byłam sceptycznie nastawiona. W końcu, co się może wydarzyć w „zwyczajnym” parafialnym Kościele, który dodatkowo nie jest moim „ulubionym”? Rozpoczęłam rekolekcje, trudności piętrzyły się każdego dnia, zniechęcenie pogłębiało się, doszło do tego zmęczenie. Zwierzyłam się z tych trudności pewnej osobie, radziła, żebym zrezygnowała i w końcu odpoczęła. Zwykle postępuję tak jak mi sugeruje, tym razem moja przekora daje o sobie znać i trochę wbrew sobie kontynuuję rekolekcje.  
To, co się działo w trakcie tych ponad miesięcznych rekolekcji, czego doświadczałam, jakich zwrotów akcji byłam świadkiem może być tematem odrębnego wpisu, materiału wystarczyłoby nawet na książkę:). Przełomowymi wydarzeniami w trakcie rekolekcji była modlitwa o nowe wylanie Ducha Świętego, przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela, a kilka dni później niedowierzanie, że jest Krzyś. 
Pisząc ten post nie chcę się skupiać na cudzie poczęcia. Chcę wyznać, że do czasu tamtych rekolekcji miałam mylne wyobrażenie Boga,  nie dostrzegałam Jego obecności, pędziłam poszukując skuteczniejszych modlitw i miejsc słynących z uzdrowień. Nieświadomie zatrzymałam się na zewnętrznym wymiarze religijności. 
 Tymczasem Pan przyszedł do mnie w „niepozornym, zwyczajnym” Kościele. W żadnym razie nie neguję sensu pielgrzymowania. Jestem pewna, że ten trud się Bogu podoba, tak samo jak każda aktywność, która nas do Niego zbliża. Nadal ogromną radość i siłę czerpię z pielgrzymowania do miejsc kultu religijnego,  ale wracam do mojego Kościoła, do mojego Oratorium, staram się spotykać z Panem w sercu. Już wiem, że nie muszę przejechać tysięcy kilometrów, żeby Bóg mnie usłyszał. Mamy tę niezwykłą możliwość, że możemy rozmawiać z Panem w każdej chwili. Ostatnio na kazaniu ksiądz zaznaczył, że to jedyny władca, do którego każdy ma równy dostęp. 

Nie wiem dlaczego właśnie tam Pan zadziałał, w taki szczególny sposób. Skłoniło mnie to jednak do zrozumienia, że największy cud dzieje się podczas każdej mszy świętej, niezależnie od tego czy to skromny kościół parafialny czy okazała Bazylika. Święty Bonawentura powiadał, że cuda, które dzieją się w czasie odprawiania Mszy Świętej są tak liczne jak gwiazdy na niebie i ziarnka piasku na plażach. 
Tajemnicę mszy świętej opisuje wielu świętych. Warto zapoznać się choćby z fragmentami Dzienniczka siostry Faustyny lub opisami ojca Pio. Równie przejmującą wizję przestawia współczesna mistyczka Catalina Rivas w „Największy cud. Tajemnica Eucharystii w mistycznej wizji Cataliny Rivas”-polecam. Znałam tą maleńką książeczkę już wcześniej, wówczas nie zrobiła na mnie wystarczającego wrażenia, także wtedy „coś” przegapiłam. Niedawno znowu po nią sięgnęłam i zachwycam się każdym opisem cudu Eucharystycznego.

2 komentarze:

  1. Piękne świadectwo :) A do Twojego Oratorium często i ja wracam - myślami, choć byłam w nim tylko raz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świadectwa bywają budujące, ale Twoja aprobata zawsze dodaje skrzydeł, dziękuję:-)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń