środa, 24 lutego 2016

Zawód...

Dlaczego, jak kobieta powie, że chce się czymś podzielić, ale jeszcze nie w tej chwili, tylko na kolejnym spotkaniu to wszyscy oczekują informacji, że jest w ciąży???

Na początku się nie zorientowałam... Deklaracja została przyjęta ciepło i ze zrozumieniem, ktoś skomentował z uśmiechem: "budujesz napięcie". Dziś, na takim "międzyspotkaniu" dostałam pytanie: "I co powiedział lekarz?". Zgłupiałam... Dużo się dzieje ostatnio, więc mogłam o czymś zapomnieć, zaskoczona wybąkałam: "Lekarz? Miałam być u lekarza?". Liczyłam chyba na jakąś podpowiedź, o czym zapomniałam... "No chyba tak. A nie?" Tu gonitwa myśli... Umówiłam się owszem do lekarza rodzinnego, ale to dopiero teraz... Hmm... I po chwili olśnienie! I odpowiedź: "nie, nie, jeśli spodziewacie się takich wieści, to nie".

Dobra strona zdarzenia (owszem jest!): nie zabolało mnie to, zaskoczyło, ale nie zabolało. Nie tak, jak ogromny (!) znak zapytania we wzroku babci, gdy pojawiliśmy się po dłuższej przerwie... Bez brzuszka... Też najpierw nie zaskoczyłam... To niewypowiedziane pytanie, nie z ciekawości, ale z bólem, zawodem... Naprawdę nie wiedziałam, o co chodzi... I znów dotarło do mnie po chwili... I do dziś ten wzrok widzę... Choć minęło kilka lat.

Trudna strona: dojrzałam do tego, by podzielić się swoją historią – niespełnionego dotąd pragnienia, zaangażowania w działalność duszpasterstwa, trudności, jakich doświadczam, także w mówieniu o tym (nie)spełnieniu... I to chciałam powiedzieć "za 2 tygodnie". A teraz się zastanawiam. No bo wieści, że jestem w ciąży im nie ogłoszę... Więc znów będzie zawód?!?
Nie sądzę, żeby przejęli się tak jak babcia. Podejrzewam, że docenią otwartość i pewnie jeszcze się za mnie pomodlą... Ale... Rozumiecie, prawda?

Przecież w moim życiu tyle się dzieje... Ja już się nauczyłam dostrzegać tę pełnię w miejsce pustki i braku... Ale najwyraźniej póki nie ogłoszę: "jestem w ciąży", nigdy nie będzie dość...

A może się mylę?

3 komentarze:

  1. Ewciu, rozumiem Cię. To bardzo przykre, że często nasze otoczenie sprowadza nas do jednej tylko roli. Jakby macierzyństwo/rodzicielstwo było jedynym dobrem jakie możemy stworzyć. A przecież to bzdura! Dobrego Ducha Ci życzę:)
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmieję się czasem, że z moją głową jest źle (choć może jest...), bo różne dziwne przypadki z roztargnienia czy rozemocjonowania mi się przytrafiają, a tu znowu... Czytam Twój wpis i zanim doszłam do podpisu moja pierwsza myśl była taka: "czy ja to napisałam? nieeee... przecież nie pisałam dziś posta...". Łzy mi stanęły w oczach, bo i ja pewnie dokładnie to samo bym usłyszała, gdybym powiedziała tylko, że chcę podzielić nowiną... Smutne... A z drugiej strony to tu mamy swoje miejsce, by dzielić się wszystkim i nie usłyszeć "A już myślałam..."
    I jakie niesamowite porozumienie jest, Dziewczyny, między nami, że nawet podpisu nie trzeba, by się pod nim podpisać...

    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Pełnia życia to nie rodzicielstwo, to nawet nie małżeństwo to walka o świętość wszędzie tam gdzie jesteśmy. Trudne uwagi będą się zdarzały ale naszą tarczą i jedynym pewnym schronieniem jest Bóg.
    Kinga:)

    OdpowiedzUsuń