środa, 24 lutego 2016

Nie umarłam - ciągle jestem!

Tak sobie myślę, że ten post chyba będzie czymś w rodzaju prologu do poprzedniego.

 Mam tendencję do rozpamiętywania tego co było, przeżywania jeszcze raz i od nowa. Jestem tego świadoma – to już coś! O ile w przeżywaniu tego co było dobre i przyjemne nie ma nic złego, o tyle wracanie do tych przykrych spraw zdecydowanie niczego dobrego nie przynosi. 

W ramach zmiany mojego nastawienia wracam ostatnio myślami do przeszłości, do tego procesu starań o dziecko i leczenia. Przypominam sobie jak przeżywałam comiesięczne rozczarowania. Jak z żalu i rozpaczy wszystko we mnie krzyczało. Nawet dziś trudno mi to opisać. W tym wszystkim byłam przekonana, że nie dam rady znieś kolejnego niepowodzenia, że jeśli za miesiąc znów się to powtórzy, nie przeżyję. Byłam o tym głęboko przekonana, że albo pęknie mi serce, albo zwariuję, umrę, po prostu przestanę być! Od tego okresu upłynęło już sporo czasu i mimo iż w ciąży nie byłam ani przez chwilę NIE UMARŁAM! Ciągle JESTEM i mam się chyba całkiem nieźle!
Kiedy dziś patrzę na te 5 lat naszych zmagań widzę ile bardzo trudnych, ale też i dobrych rzeczy się wydarzyło. I już nie muszę na siłę przekonywać siebie i innych o tych wszystkich dobrych sprawach, które mogłyby nas ominąć, gdyby dziecko pojawiło się kilka lat temu.

Pierwszym, u którego szukaliśmy pomocy był Bóg. Widzimy jak w tym cierpieniu nas prowadzi. Ludzie ze wspólnoty, do której trafiliśmy w poszukiwaniu sensu naszego cierpienia, polecili nam lekarza, którego praktyka była zgodna z naszymi przekonaniami. Potem warsztaty, grupa wsparcia, Duszpasterstwo, a w tym wszystkim wspaniali ludzie, którzy nas rozumieją i duchowo bardzo nas ubogacają. To jest dla nas niezwykle cenne. 


Mimo, że sytuacja z pozoru się nie zmieniła – ciągle jesteśmy tylko we dwoje, ciągle się leczymy i ciągle trudno nam pogodzić się z losem, widzimy w nas jednak pewną różnicę.

„Nie umrę, nie, lecz będę żył
i ogłaszał wielkie dzieła Pana.”
(Ps 118, 17)

5 komentarzy:

  1. Pięknie ujęte w słowa, i ogromnie bliskie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba mieć w sobie ogromną dojrzałość, by tak szybko to zrozumieć. Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie sześć lat! No nie wiem czy to tak szybko? Dla mnie to kawał czasu.
      Pozdrawiam.

      Asia

      Usuń
  3. Asiu wiem co czujesz, rozumiem każde słowo, teraz jeszcze wyraźniej widzę, że Bóg przez to "nasze" doświadczenie przygotowuje nas na to co ma nastąpić.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nadal, również i moim udziałem, jest ta ciągła nadzieja i ciągłe rozczarowania. Na razie mimo 5 letnich starań i mimo dość "zaawansowanego wieku" nie poddaje się tej myśli, że już naturalnie się nie uda... Ciągle wierzę, ufam i staram się zrozumieć, że to doświadczenie jest po coś, że ma czemuś służyć, że ma nas ulepszyć w jakiś sposób, zbliżyć do Boga... Jeśli tak to trudna lekcja pokory ale kto powiedział, że ma być łatwo?!
    A.

    OdpowiedzUsuń