piątek, 2 grudnia 2016

Roraty i... Bóg to wie



Kończy się pierwszy tydzień Adwentu.
Od samego początku dostaję pytania: Idziesz na roraty? / Byłaś dziś na roratach?

DZIEŃ I
Postanowienie było (spróbuję), budzik nie zadzwonił.

DZIEŃ II
Postanowienie było (spróbuję), budzik zadzwonił, wyłączyłam. Nie byłaś?

DZIEŃ III
Postanowienie jw., budzik zadzwonił, obudziłam się... 20 minut przed budzikiem, zasnęłam, zanim zadzwonił, po dwukrotnym włączeniu drzemki – wyłączyłam. Ale jak to wolałaś pospać? Ile nocy w roku możesz przytulić się do męża, a ile pójść na roraty??? To żadne tłumaczenie...

Zaczęłam się przyglądać sobie w tej sytuacji
– czemu nie idę na roraty? Szron na samochodzie, ranna pora – to drobiazgi. Przecież wiem, jak mi będzie dobrze, gdy dotrę. Przecież wiem, że to SPOTKANIE. O co chodzi... I nagle: zawsze chciałam chodzić na roraty z dziećmi! łzy niespodzianie stanęły w oczach... Napisałam koleżance. Przyszła odpowiedź, bez wymówek, po prostu: Bóg to wie Ewciu, Bóg to wie.

DWIE OPCJE:
  1. Znalazłam przyczynę (?) i całkiem niezłe usprawiedliwienie niechodzenia na roraty, więc nie będę chodzić.
  2. Nie dam się! Niepłodność mnie nie zablokuje...

DZIEŃ IV
Postanowienie (dotrę), budzik zadzwonił, wstałam, dotarłam (i nawet nie musiałam skrobać samochodu!!! :) ). Jak było na roratach? Ok.
Dzień nie był łatwy w swoich początkach – i pokusa: to przez roraty jestem taka rozbita. W ciągu dnia myśl: może jutro pójdzie ze mną moja bratanica? Pierwszy piątek, była w zeszłym roku u komunii, byłoby idealnie. 3 razy w ciągu dnia zagadywałam, próbowałam zachęcić, ale: Nie (no chyba, że nie będę musiała iść do szkoły...). Wieczorem pytanie od jej mamy: Ewciu, mam prośbę. Nie mam, jak jutro odwieźć dziewczynek do szkoły... A właśnie pytałam, czy J. nie poszłaby ze mną na roraty i potem odwiozłabym ją do szkoły... O której te roraty? Świetnie, będą gotowe.


DZIEŃ V
Wstałam, odśnieżyłam 15 cm pokrywę śniegu z auta, przedarłam się przez zaspy i... poszłam na roraty z dziećmi! :))))
Bóg wie, Bóg wszystko wie.


2 dni po sformułowaniu, co mnie boli, po wypowiedzeniu tego, Bóg na to odpowiedział. Owszem to tylko trochę moje dzieci, ale i tak jest mi z tym dobrze :) Bóg odpowiedział – na miarę obecnych możliwości :) I jadę upolować lampiony (niestety moje DIY nie wyszło, choć cały wieczór pilnie starałam się coś wykombinować w temacie) – jest szansa, że jeszcze się ze mną wybiorą :)


A w kalendarzu adwentowym dziś: Dziękujcie Panu, za wszystko, co się dziś wydarzy w waszym życiu :)))) DZIĘKUJĘ!!! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz