Światowe Dni Młodzieży w pełni, a u mnie takie mało duchowe rozważania dziś.
Dieta eliminacyjna ze względu na
nietolerancje pokarmowe jest moim doświadczeniem od kilku lat. Nie pytajcie ilu, bo kto mnie zna, to wie, że czas w mojej sferze bezdzietności (badania, leczenia, starań) nie daje się uchwycić. Temat
obszerny, więc pojawi się w odcinkach. I zacznę od końca.
Już
nie trzymam diety. Jem wszystko. No prawie wszystko – kilka
produktów staram się mocno ograniczyć, a mleko krowie eliminuję
całkowicie (odpycha mnie sam zapach). Mleko, produkty pochodne już
nie. Czuję się nieźle, ale i tak towarzyszy mi potworne poczucie
winy... Bo z tyłu głowy wciąż jakiś głos nie przestaje mówić:
to Ci szkodzi, nie powinnaś, co z cerą, a jak pojawi się migrena...,
za dużo cukru, bułka pszenna??, jagodzianka?? jesteś pewna?
przecież to samo zło, alkohol? niby w ciąży nie jesteś, ale
mogłabyś być, ty to ty, ale przecież może się dziecko pojawić
i co wtedy? w takim źle (?) odżywionym ciele? I tak wciąż...
Staram się bilansować dietę, ale
nachodzi mnie czasem głód na coś... Na przykład na cukierki.
Jedne, jedyne, które są dla mnie jak uzależnienie – Toffino
chocco... Jeśli tylko kupię, jem jeden za drugim. I dziś taki
dzień właśnie. I tak sobie jem i myślę, jak okropnie postępuję.
I włączyłam vlog o. Adama Szustaka. A o. Adam na zakończenie mówi
mniej więcej tak: "Teraz pojem sobie Monte. Monte jest
najlepsze. Zupełnie nie jest zdrowe, ale jest pyszne. Z moich
obserwacji wynika, że wszystko najpyszniejsze nie ma w sobie nic
zdrowego. I proszę nie piszcie w komentarzach: >>Ojcze,
jedz marchewkę, a nie Monte<< ". I się
uśmiechnęłam :) I jakoś lepiej mi się zrobiło :)
Oczywiście słucham papieża
Franciszka na ŚDM, ale to te słowa dziś made my day ;) Cukru mam dość, popiję wodą z cytryną albo herbatką z czystka,
ale dziś potrzebowałam najeść się cukierków.
I zastanawiam się
tylko, czy ta cała wiedza o szkodliwości cukru i wielu innych
rzeczy mnie uszczęśliwia... Chyba byłam szczęśliwsza, nie mając
o tym pojęcia... i z pewnością jadłam mniej cukierków.
Ewa, wiem jak to jest. Masz rację, to poczucie winy jest okropne. Moje doświadczenia są takie, że przez kilka tygodni udaje mi się stosować do tych wszystkich zaleceń - nawet cukier jem w śladowych ilościach. A potem przychodzi moment, że mam taką straszną ochotę na coś zakazanego, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Tak miałam w tamtym tygodniu. W ciągu kilku dni wypiłam kilka kaw z mlekiem, a żeby kawa lepiej smakowała to koniecznie coś ze słodyczy. Zaraz po skończeniu miałam ogromny wyrzut:/ Fajnie, że dziś znalazłaś coś co powstrzymało poczucie winy.
OdpowiedzUsuń