Niedziela
mijała leniwie. Przygotowując mięso do suszenia, włączyłam
odcinek "Na dobre i na złe". Do szpitala trafiła
bohaterka grana przez Edytę Olszówkę – kobieta po 40 z
dolegliwościami kobiecymi. Jak się okazało – była w ciąży.
Niespodzianej i upragnionej, o którą starała się wiele lat metodą
"zmieniałam lekarzy i facetów", by w końcu "temu
udało się za pierwszym razem". Historia oczywiście była
trochę bardziej skomplikowana, jak na serial przystało, ale ta
"nowoczesna" metoda starań o dziecko zwróciła moją
uwagę. Taki znak dzisiejszych czasów (?).
Kiedyś
kobiety podsuwały mężowi płodną służącą (zawsze miałam
sporo wątpliwości, czytając historię Sary) albo same oddawały
się służącemu lub innemu mężczyźnie, by zajść w ciążę (to
i dziś takie "na czasie").
Na
jednym z blogów podróżniczych* trafiłam na taki opis:
Dobry Allach ograniczył nam możliwość
ożenku do czterech kobiet. Ale niemal nikt z tego nie korzysta.
Zaledwie dwadzieścia pięć procent mężczyzn w Zjednoczonych
Emiratach Arabskich ma więcej niż jedną żonę. A ja osobiście
nie znam nikogo, kto miałby więcej niż dwie. [...] A ci, którzy
się na to decydują, zazwyczaj robią to z jednego powodu – ich
pierwsza żona nie może mieć dziecka. Zamiast się rozwodzić,
bierze drugą żonę i kocha je obie. Wszyscy są zadowoleni.
I
wypowiedź żony:
Nie
mamy nic przeciwko temu. Sama bym wybrała mojemu mężowi drugą
żonę, gdybym była bezpłodna. Wcale nie byłabym o nią zazdrosna
i traktowałabym ją jak siostrę – wyszeptała dziewczyna i oddała
mikrofon mężczyźnie.
Wszyscy
są zadowoleni? Nie byłabym zazdrosna??? Żart
chyba...
Po raz kolejny stwierdziłam, że mam, zdecydowanie mam, za co
dziękować Bogu! (wiem, wiem, powtarzam się 😉) Za to, że jestem katoliczką, że urodziłam się
w Polsce i zostałam wychowana w wierze, za sakrament małżeństwa,
za Męża, który mnie kocha, szanuje i wspiera, i którego ja
kocham, szanuję i wspieram...
Nie
mam dylematów typu – pojawi się druga żona, kochanka, surogatka
(o tym też się dziś słyszy)...
Łatwo
tego nie docenić, bo wydaje się takie oczywiste... Ale im więcej
przyglądam się temu, co dzieje się współcześnie – też w
sferze relacji, seksualności, (bez)dzietności, tym bardziej widzę,
jak wiele dobra otrzymałam i otrzymuję. Otrzymujemy. Jak ważne jest to, co mamy. I jak wiele nam daje życie w bliskości z Bogiem.
*dzieckowdrodze.com
(sic!)
Trochę nie w temacie, ale czy słyszałyście o konferencji: http://spelnionezycie.pl/#
OdpowiedzUsuńZwróciłam na konferencję uwagę, bo temat super ważny, a jednym z prelegentów jest lekarz, dzięki któremu (mówię z pełną świadomością) jestem po latach niepłodności mamą...
Pozdrawiam,
ML
Słyszałyśmy i reprezentantki się wybierają :) Bardzo nas cieszy, że o niepłodności mówi się coraz więcej i szerzej, w końcu biorąc pod uwagę wszystkie aspekty starań.
UsuńDziękuję, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem - przyznaję, że jestem dość sceptyczna, jeśli chodzi o kolejnych lekarzy, ale w takim razie spojrzę łagodniejszym okiem na nich ;) Liczę, że skoro będzie transmisja on-line to będą i nagrania do obejrzenia po konferencji.
Pozdrawiam serdecznie
Ewa
Ewa, bardzo mocny post! Tak, przerażają mnie dzisiejsze "sposoby na dziecko". Wielka koncentracja tylko na swoim braku i pragnieniu, środki nie mają znaczenia, liczy się osiągnięcie założonego celu. Jak dobrze, że mamy Boga i nie musimy testować wspaniałych sposobów, dobrze, że mamy wiarę, która nakreśla właściwą ścieżkę wartości w tym dzisiejszym świecie,gdzie miesza się wartości i zupełnie nie rozumie ich źródła. Przy tej okazji chcę się podzielić z Wami pewną sytuacją, która tak bardzo mnie dotknęła i pokazała, że niektórzy zupełnie nie wiedzą o co chodzi. Kilka lat temu rozmawiałam z koleżanką, która też już długo starała się o dziecko. Następnego dnia miała mieć kolejny zabieg zapłodnienia in vitro (mam na ten temat radykalne poglądy, ale nie chcę jej oceniać, bo wiem jakie trudne emocje są związane z długimi staraniami o dziecko). I w pewnym momencie mówi do mnie, że "tym razem to się już musi udać, jest Wielki Tydzień, jutro Wielki Czwartek, więc mam nadzieję, że Jezusek mi pobłogosławi". Zamurowało mnie. Jakieś gigantyczne nieporozumienie. Do dziś bardzo mnie to porusza. Dzięki Ewa za ten wpis. Mamy za co dziękować.
OdpowiedzUsuń