piątek, 29 lipca 2016

Obok mnie dzieją się wielkie rzeczy!



Dodarło do mnie jak wiele ważnych spraw odrzucam, nie zwracam na nie uwagi albo trochę na przekór mówię „ Nie! Po co? Niech inni się tym zajmą! To nie dla mnie”. Po prostu stoję obok nie wykazując większego zaangażowania. Często mi się to zdarza.

W zeszłym tygodniu w naszej parafii, tak jak w wielu innych, przeżywaliśmy ŚDM w diecezjach. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co się w tym czasie działo. Ci wszyscy ludzie z różnych stron świata. Byli wprost niesamowici w swojej modlitwie, sposobie bycia, otwartości . Wiele trudu ich kosztowało, aby tu przyjechać. A my tak blisko… nie zrobiliśmy prawie nic…

O ŚDM mówiło się już przecież od bardzo dawna. Co jakiś czas słyszeliśmy w kościele, że potrzebne są osoby do pomocy, że będzie organizowany wyjazd do Krakowa. Jakoś wtedy zupełnie mnie to nie ruszyło. Nasze zaangażowanie sprowadziliśmy jedynie do przyjęcia pielgrzymów. Jak patrzyłam na to wszystko co się działo w parafii w ostatnim tygodniu, było mi żal, że mój udział jest tak mały, że przecież jeszcze w tylu rzeczach mogliśmy pomóc, że dobrowolnie wybrałam rolę obserwatora. Czegoś zabrakło – odwagi, ochoty? A może ciągle czujemy się jacyś gorsi, wycofani i niezdolni do pewnych rzeczy?

Mimo to jesteśmy wdzięczni za ten czas, za to, że w naszym domu było nas wreszcie więcej niż tylko dwoje. Z przyjemnością wstawałam rano godzinę wcześniej niż zwykle (uwielbiam spać  więc wstawanie rano jest dla mnie czymś okrutnym), aby przygotować śniadanie. Wieczorami czekaliśmy na naszych pielgrzymów z kolacją, która zwykle kończyła się grubo po północy. Ciężko było się rozstać. Pożegnanie było trudne i rzewne. Trochę nie rozumiałam o co chodzi. Przecież to tylko kilka wspólnych dni, a właściwie to poranków i wieczorów. Uświadomiłam sobie jednak, że był to czas, który mocno odbiegał od naszej zwykłej codzienności, że skupialiśmy się na czyś innym niż nasze braki i problemy. Mogliśmy dać coś z siebie innym, zatroszczyć się o kogoś jeszcze. To tęsknota za tym, aby taka właśnie była nasza codzienność.

Może z tej tęsknoty Pan wybuduje coś większego…
A może to dla mnie jakaś lekcja, aby otwierać się na to co wydaje się "nie dla mnie", aby nie stracić życia, którego i tak jest we mnie mało.

2 komentarze:

  1. Też czuję Asiu, że mnie coś ominęło, że mogłam coś z siebie dać, a ja stałam w miejscu. My nie przyjęliśmy pielgrzymów, bo myśleliśmy, że w tym czasie doczekamy się już naszego maleństwa. Jak już w lipcu okazało się, że tego czekania może być znacznie więcej niż myślimy, to tak się skupiliśmy na tym kolejnym problemie, że nawet nie pomyśleliśmy, że można pomóc. Przydałby się tylko jakiś guzik, który dawałby znać, że trzeba zacząć działać.
    Trzymaj się ciepło:*
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, mi też czasem przydałby się taki guzik. Impuls do działania. Często sama innych mobilizuję, ale przychodzi czas, gdy staję na bocznym torze życia i patrzę, jak życie się toczy obok mnie. I wtedy taki guzik byłby jak znalazł :)

    Asiu, tak sobie myślę, że życia w nas to jest dużo, tylko nie zawsze mamy siły, by je z siebie wydobyć i dobrze wykorzystać.

    I dziękuję Ci za to, że dzieliłaś się ze mną wrażeniami z goszczenia uczestników ŚDM. Dzięki temu byłam choć trochę bliżej.

    Ewa

    OdpowiedzUsuń