piątek, 29 lipca 2016

Dietetyczne dylematy (1)


Światowe Dni Młodzieży w pełni, a u mnie takie mało duchowe rozważania dziś. 

Dieta eliminacyjna ze względu na nietolerancje pokarmowe jest moim doświadczeniem od kilku lat. Nie pytajcie ilu, bo kto mnie zna, to wie, że czas w mojej sferze bezdzietności (badania, leczenia, starań) nie daje się uchwycić. Temat obszerny, więc pojawi się w odcinkach. I zacznę od końca. 

Już nie trzymam diety. Jem wszystko. No prawie wszystko – kilka produktów staram się mocno ograniczyć, a mleko krowie eliminuję całkowicie (odpycha mnie sam zapach). Mleko, produkty pochodne już nie. Czuję się nieźle, ale i tak towarzyszy mi potworne poczucie winy... Bo z tyłu głowy wciąż jakiś głos nie przestaje mówić:
to Ci szkodzi, nie powinnaś, co z cerą, a jak pojawi się migrena..., za dużo cukru, bułka pszenna??, jagodzianka?? jesteś pewna? przecież to samo zło, alkohol? niby w ciąży nie jesteś, ale mogłabyś być, ty to ty, ale przecież może się dziecko pojawić i co wtedy? w takim źle (?) odżywionym ciele? I tak wciąż...

Staram się bilansować dietę, ale nachodzi mnie czasem głód na coś... Na przykład na cukierki. Jedne, jedyne, które są dla mnie jak uzależnienie – Toffino chocco... Jeśli tylko kupię, jem jeden za drugim. I dziś taki dzień właśnie. I tak sobie jem i myślę, jak okropnie postępuję. I włączyłam vlog o. Adama Szustaka. A o. Adam na zakończenie mówi mniej więcej tak: "Teraz pojem sobie Monte. Monte jest najlepsze. Zupełnie nie jest zdrowe, ale jest pyszne. Z moich obserwacji wynika, że wszystko najpyszniejsze nie ma w sobie nic zdrowego. I proszę nie piszcie w komentarzach: >>Ojcze, jedz marchewkę, a nie Monte<< ". I się uśmiechnęłam :) I jakoś lepiej mi się zrobiło :)

Oczywiście słucham papieża Franciszka na ŚDM, ale to te słowa dziś made my day ;) Cukru mam dość, popiję wodą z cytryną albo herbatką z czystka, ale dziś potrzebowałam najeść się cukierków.  

I zastanawiam się tylko, czy ta cała wiedza o szkodliwości cukru i wielu innych rzeczy mnie uszczęśliwia... Chyba byłam szczęśliwsza, nie mając o tym pojęcia... i z pewnością jadłam mniej cukierków.

1 komentarz:

  1. Ewa, wiem jak to jest. Masz rację, to poczucie winy jest okropne. Moje doświadczenia są takie, że przez kilka tygodni udaje mi się stosować do tych wszystkich zaleceń - nawet cukier jem w śladowych ilościach. A potem przychodzi moment, że mam taką straszną ochotę na coś zakazanego, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Tak miałam w tamtym tygodniu. W ciągu kilku dni wypiłam kilka kaw z mlekiem, a żeby kawa lepiej smakowała to koniecznie coś ze słodyczy. Zaraz po skończeniu miałam ogromny wyrzut:/ Fajnie, że dziś znalazłaś coś co powstrzymało poczucie winy.

    OdpowiedzUsuń