Jakiś trudny czas dla mnie. Wszystkiego ostatnio za dużo, za szybko, za smutno... Co się przyzwyczaję do czegoś, kogoś, to "pstryk" i już zmiana. Niczym w kalejdoskopie.
Z jednej strony uwielbiam jak się dzieje, jak wpadam w wir wydarzeń i działam. To ja- impulsywny zadaniowiec...
Z drugiej strony, gdy przychodzi moment przenośnego lub dosłownego rozstania moje serce jest w plasterkach, długo i trudno się zbieram do kupy. To ja- melancholiczny uczuciowiec...
Okropnie nie lubię się żegnać. W ciągu kilku bieżących dnia miałam aż dwie takie sytuacje. Każda mnie poruszyła na inny sposób. Każda inna, jedna odwracalna, druga-wieczna. Obie uruchomiły we mnie rozumową radość, ale w sercu kłuje...
I jak tu godzić swoje dwie, kompletnie sprzeczne ze sobą natury...? Ech...
Zostaje pomodlić się o rozum, serce i rozsądek... I szykować się na urlop.
Dobrej nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz