wtorek, 10 maja 2016

Może opuść czasem zbyt wysoko zawieszoną poprzeczkę...?

Czy zdarzyło Wam się myć okno, piorąc, jedząc obiad i mailując jednocześnie...? Mnie często się tak zdarza. To znaczy zestaw czynności jest różny, ale działanie multifunkcjonalne się powiela. Taką mam naturę, że mam często jakiś wir wokół siebie i często działam na maksa, a jak już coś zaplanuję, to tak musi być...

Wysoko zawieszam sobie poprzeczki i czuję gorycz, gdy nie przeskakuję...

Wobec innych też mam często duże oczekiwania: zaangażowania w sprawy, szybkiego działania, wywiązywania się z obietnic.
Przez ostatnich kilka miesięcy świadomie zaczęłam się uczyć spokoju, mniejszego napinania się, dawania wolności w działaniu sobie i innym, oddawania Bogu, a ostatnio również Aniołowi Stróżowi, różnych spraw, by sobie ulżyć. Choć wciąż trudno mi znieść sytuacje, gdzie moje chęci, energia i gotowość do działania, to za mało...

Dziś spotkałam na swej drodze lekarza, który zupełnie obok sprawy z którą do niego przyszłam powiedział, że chciałby być w moim "teamie", chciałby "wziąć na klatę" moje trudy nieposiadania dziecka...
Wcześniej pomyślałabym na pewno, że super, że teraz to już NA PEWNO się uda, zawiesiłabym wysoko poprzeczkę i próbowała skakać.
A dziś po wyjściu od lekarza poszłam na spacer sama z sobą, uśmiechnęłam się do siebie, spojrzałam w niebo i powiedziałam; Boże, Ty wiesz lepiej, jak to się potoczy, po co ja mam skakać...? Przecież to Ty po coś postawiłeś mi na drodze tego człowieka? Może chcesz mnie czegoś nauczyć? Może Ty w tym skoku dasz mi tyczkę, a może to ja sama zawieszę poprzeczkę niżej...?

I zupełnie spokojnie poszłam dalej, myśląc o kilku kolejnych sprawach, które trzeba będzie wykonać równocześnie, bo inaczej nie wykonam swojego planu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz