poniedziałek, 21 listopada 2016

Nadchodzi nowe, Boże nowe


Niezwykły czas nastał. Nie pierwszy w moim życiu, pewnie nie ostatni. Zapadły decyzje, zamykam pewien rozdział. Co będzie teraz, jakie są Boże plany wobec mnie, nie wiem. Ale wiem, że są. Widzę, jak mnie przygotowuje.

Zadziwia mnie ta wewnętrzna pewność co do słuszności decyzji. Co jakiś czas jeszcze sprawdzam, czy coś się nie zmienia. Czy to nie moje jakieś widzimisię, czy nie będę żałować. Ale nie – pewność i pokój się utrzymują. A mój wzrok z coraz większą ciekawością kieruje się ku przyszłości.

Niesamowite jest to, co się dzieje i jak się wszystko toczy. Oczywiście powoli, łagodnie. 
 
W październiku rozpoczęłam kurs Alpha (jako uczestnik, trochę zdziwiona, ale wychodząc z założenia, że Bożych zaproszeń się nie odrzuca – i że widać tam Pan coś dla mnie szykuje; a jeśli nie to być może ja będę dla kogoś). Teraz w weekend wzięłam udział w dniu skupienia. Temat: Duch Święty (!). Kilka dni po podjęciu decyzji! W momencie, gdy jestem pomiędzy – tym, co tak dla mnie ważne i przez kilka lat nadawało sens mojej niepłodności, a znakiem zapytania.

 

DZIEŃ SKUPIENIA

 

Przez cały dzień czuję się jakby wyjęta z tłumu. Oddzielna. Trudno to określić. Trochę wyciszona, z nastawieniem przyjmowania tego, co będzie. I... bez większych oczekiwań, nawet z myślą z tyłu głowy, że nic specjalnego mnie nie spotka. Po prostu jestem. Trochę mnie to dziwi – ja, najlepiej czująca się w grupie, tu wyraźnie czuję swoją odrębność, choć otoczona ludźmi.

Na jutrzni czytanie z Listu do Rzymian: 
A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe. (Rz 12, 1-2)
A Boży plan wobec mnie jest tematem moich rozważań w ostatnim czasie... Czytając te słowa,  jednak nie myślę o sobie, jeszcze nie, może zbyt rano. Zwracają moją uwagę na tyle, że zapamiętuję siglum.

3 konferencje, wiele prawd dobrze znanych:
  • jak Duch Święty kogoś wybiera i powołuje to uzdalnia;
  • jeśli czujemy się niegodni i słabi to świetnie – to właśnie pole do popisu dla działań Ducha Świętego;
  • o darach Ducha Świętego:    
    Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania w jednym Duchu, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków. Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce. (1 Kor 12, 4-11)  
  • o Jego owocach:   
    Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa . (Ga 5, 22-23)
I gdzieś pomiędzy rzucone zdanie, że moje życie nie należy do mnie i że Bóg kieruje moim życiem. Taka oczywistość, dziwię się, że wychwyciłam akurat to, a jednak tego dnia prawda ta wybrzmiewa we mnie, wraca i napełnia pokojem.

POKUSA I POZNANIE

Popołudniu pojawia się pokusa wcześniejszego powrotu do domu – ksiądz wraca zaraz po Mszy, pewnie mnie zabierze... Potem myśl, że może zrezygnuję z wyprawy otwartych oczu i zaszyję się w pokoju koleżanki albo w kaplicy... Na szczęście idę – tu też splot przypadkowych wydarzeń... Trochę dlatego, że mój telefon nie ma zasięgu – chyba jedyny, bo co jakiś czas widzę kogoś rozmawiającego / piszącego sms-a – a może po wyjściu z budynku będzie lepiej... (o czym i tak zapominam na początku spaceru), a trochę dlatego, ze coś mnie niesie i nie daje się wycofać. Nie mam jakoś chęci mówić, więc zadaję pytanie. I... słucham, słucham, słucham – o tym, co codzienna lektura Słowa (z rana zaraz po przebudzeniu) sprawia w życiu, o tym, jak Bóg kieruje. I nagle otwierają mi się oczy. To jest ten brakujący element. To jest fundament, którego szukam. To jest zakorzenienie, którego brak czasem odczuwam. Codzienna lektura Słowa. Nie tylko w czasie rekolekcji ignacjańskich czy zrywami (bo Słowo czytam, nie to że nie... Ale nie codziennie, nie rano).

JEZUS jako PAN I ZBAWICIEL

Wracamy ze spaceru, kolejna konferencja. A ja niezbyt entuzjastycznie myślę o modlitwie, która ma mieć potem miejsce... Z niechęcią o modlitwie o Ducha Świętego!!! Nie umiem określić dlaczego... Nagle drugi raz tego dnia pojawia się temat przyjęcia Jezusa jako mojego Pana i Zbawiciela (dostaliśmy karteczki z modlitwą zaraz po Mszy, z uwagą, że kto kiedy uzna, może ją odmówić). Jezusa jako Pana i Zbawiciela pierwszy raz przyjęłam w wieku 16 lat, także biorę karteczkę i chowam do torebki... Nie lubię takich zbiorowych akcji, a przecież jeszcze w Łagiewnikach uroczystość, w niedzielę we wszystkich parafiach... Piękne, ważne, ale ja to ja – muszę w wolności, kiedy ja uznam itd. Pod koniec konferencji jednak temat powraca, a prelegent (który dojechał na tę konferencję dopiero i nie wie, że mamy karteczki) proponuje modlitwę przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela! I nie daje karteczek, nie sugeruje, żeby zrobić to kiedyś, tylko zaleca zamknąć oczy i powtarzać za nim (oczywiście, kto chętny, ale jak nie odmówić, skoro się z tym zgadzam i zamierzałam, tylko później...). Odmawiam, a chwilę potem jeszcze indywidualnie w ciszy powtarzam z karteczki...

WYLANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

Modlitwa o wylanie Ducha Świętego okazuje się modlitwą wstawienniczą!!! Tego się nie spodziewałam... Niechęć przechodzi w miłe zaskoczenie i niecierpliwość... Przyglądam się wstawiennikom, którzy się będą modlić i po chwili wiem, gdzie podejdę. Oczywiście nie tam, gdzie mnie znają najlepiej – zamiast poddać się modlitwie i działaniu Ducha za bardzo bym się skupiała na słowach i być może mogłabym potem stwierdzić, że jakieś słowo dla mnie nie było pod natchnieniem Ducha, ale pochodzi od dobrze znającego mnie wstawiennika... Mówiłam – Bóg nie ma ze mną łatwo... Podczas modlitwy ogromne wzruszenie i łzy – jak dobrze Bóg mnie zna, jak o mnie się troszczy, jak wyraźnie mnie prowadzi, kocha, daje Swojego Ducha i ogrom łask. Czuję, że odpływam, na szczęście mocno mnie trzymają.

DZIĘKCZYNIENIE I ZASKOCZENIE

Idę do kaplicy. Pomodlić się, podziękować i odmówić różaniec (w domu będę bardzo późno, pompejankę na szczęście odmawiamy w drodze – kolejna łaska, bo dziewczyny odmawiają ze mną, same aż tyle nie muszą) – duchowa adopcja, róża małżeństw pragnących potomstwa, róża z kursu Alpha. W trakcie odmawiania dziesiątki z róży mpp koleżanka prosi, bym razem z nią pomodliła się nad jedynym dzieckiem, które przyjechało, żeby mama mogła wziąć udział w dniu skupienia (kilkumiesięczny maluch) – przerywam dziesiątkę i klękam wraz z nimi przed tabernakulum, oczywiście trochę zdziwiona, że właśnie ja (nie tylko na moją osobistą sytuację, ale i dlatego, że jestem tu po prostu uczestnikiem). Modlitwa za malucha przeradza się w modlitwę o poczęcie, dla wszystkich którzy tego pragną. Tak, koleżanka mnie zna... Szybko analizuję, kto się modli i myślę, że trudno się nie domyślić, że to za mnie... Ale nie tylko za mnie, a ja jeszcze dodatkowo w sercu mam wiele małżeństw pragnących potomstwa. Gdy kończymy i wracam na miejsce orientuję się, że to wszystko wydarzyło się właśnie w trakcie mojej modlitwy w tej intencji (między czwartym a piątym paciorkiem różańca – a modlę się, zupełnie wyjątkowo!, na koronce o. Stanisława Papczyńskiego, bo akurat ją wyciągnęłam z torebki, a nie chciałam robić zamieszania w kaplicy szukaniem różańca, btw też z wizerunkiem o. Stanisława, pamiątką kanonizacji), i że w kaplicy były oprócz rodziców, dziecka, mojej koleżanki tylko 2 osoby z dnia skupienia – te dwie, z którymi dziś o tym, że nie mam dzieci i jest to dla mnie ból i trudne doświadczenie, rozmawiałam! Z 60 osób obecnych na dniu skupienia! Akurat te dwie! A w ciągu dnia sama się dziwiłam, że w ogóle poruszyłam temat i to tak naturalnie – bez emocji, jakoś tak po prostu w rozmowie; nawet sobie pomyślałam, że widać weszłam w nowy etap przeżywania mojej bezdzietności.


Nadal nie wiem, co na mnie czeka. Zarówno podczas rekolekcji z o. Manjackalem, jak i teraz dostałam słowo, że mam iść i być narzędziem Jezusa w relacjach z ludźmi... Na rekolekcjach było to nawet: bądź źródłem uzdrowienia dla innych. Jak? Gdzie? Nie wiem... Ale Pan wie... A tworzy we mnie solidne podwaliny, także jestem spokojna i czekam.


A z drobnych wydarzeń będących owocem tych duchowych decyzji – sytuacja małżeńska, rozmowa przy obiedzie nagle przeradza się w jakąś beznadziejną wymianę pełną blokad i słów, które nie musiały paść... Siedzę wmurowana i nie wiem, co i jak... Tu dzień skupienia, a dziś Msza z chrześnicą (polecam przy okazji inicjatywę: Dzielne Niewiasty Junior), a tu takie coś... I nagle: Panie Jezu zaprosiłam Cię do mojego życia, jesteś moim Panem i Zbawicielem, Ty się tym zajmij... I się zajął! ;)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz