Fascynujących obserwacji z granicy botaniki i psychologii dokonałam ostatnimi tygodniami dzięki storczykom. Obserwuję często z zazdrością u różnych osób ich wspaniałe, ciągle kwitnące okazy. Moje sztuki zwykle kwitły trochę, a potem po wielu miesiącach stania i irytowania mnie często kończyły żywot... Aż do kolejnego pięknego prezentu-o zgrozo:)
I mam właśnie takich kilka sztuk na parapecie. Już długo nie kwitną... Minęło lato, jesień i nic. Nadchodzi zima. Światła mało, parapet zimny, kwiatki codziennie wietrzone chłodnym powietrzem. Jednym słowem, dla roślin lubiących z natury ciepło, wilgotność i światło nadchodziła spodziewana katastrofa.
Wlałam im wody i zostawiłam ją w pojemnikach, w których stoją-pomyślałam, że już im nie zaszkodzi... Po kilku dniach na parapecie zawrzało! Niemal w jednej chwili potencjalnie uśpione rośliny oszalały:)! Pędów kwiatowych mają już z 6 i wiele wskazuje na to, że na Święta będą
w rozkwicie! A nawet jeśli nie zakwitną, to sama obserwacja ich "przyśpieszenia" daje mi ogromnie dużo radości i nadziei, że najbardziej zaskakujące rzeczy mogą się przydarzyć.
I tak sobie myślę... Jak dobrze,
że spotykają mnie chwile zaskoczenia, jak dobrze, że jednak nie wiem wszystkiego. Czasem, gdy wydaje mi się, że piękne chwile minęły, że w trudzie już nic nie cieszy, może warto się na chwilę zdystansować, spróbować ostudzić rozgorączkowane emocje i...poczekać na kolejny zwrot akcji, którego kwiatów
i owoców nawet ne jestem sobie w tym momencie wyobrazić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz