Święta
zbliżają się wielkimi krokami. U nas wczoraj skończyły się
rekolekcje. W tym roku były bardzo ciekawe, ale też wyczerpujące.
Chodziliśmy na 19.30 na mszę, a potem była jeszcze konferencja i
wracaliśmy przed 22.00.
W
jeden dzień podczas konferencji świadectwo mówiło młode
małżeństwo. Byli 3 lata po ślubie. Mieli synka i spodziewali się
córeczki. Byli bardzo uśmiechnięci i rozgadani, pełni takiej
wewnętrznej radości. Sprawiali wrażenie ludzi bez problemów.
Słuchaliśmy o tym jak się poznali, jak zakochali, opowiadali
śmieszne historie ze swojego życia, np. na swoim ślubie do
kościoła jechali traktorem, bo w tym dniu popsuły im się wszystkie
samochody:). Szczerze powiem, pomyślałam sobie, że łatwo im się
cieszyć, jak tak wszystko się układa. Zastanawiałam się, co jest
dla mnie, z tego co mówią. Moje życie jest inne niż ich. Wtedy
oni zaczęli opowiadać o swoim synku. Teraz ma już dwa latka,
pokazywali jego zdjęcia. Jak miał roczek stwierdzono u niego
rdzeniowy zanik mięśni, niedawno nauczył się chodzić, a teraz
już powoli przestaje. Straszna informacja, ciężko mi było się po
niej pozbierać i złożyć wszystko w całość. Ich radość, obok
takiego problemu, ich spokój, obok takiej bezsilności. Wiem, jak
mnie czasem pokonuje mój problem, jak przychodzi "wielki
smutek" i nie daję rady go odgonić. Ich problem jest większy.
Skąd w nich ta siła? Powiedzieli takie fajne zdanie, które
stwierdziłam, że jest dla mnie idealne. Powiedzieli, że chcą,
żeby Pan Bóg prowadził ich przez życie, niezależnie od tego jak
się potoczy. On jest siłą ich małżeństwa.
Wśród
nas żyją ludzie z różnymi historiami, o których nie mamy
pojęcia. Od wielu moglibyśmy się dużo nauczyć. Świadectwo tego
małżeństwa było dla mnie taką wiadomością, że to ja decyduję
jak moje życie wygląda i jak odbierają mnie inni. Mogę być fajną
żoną, dobrą koleżanką, z którą ma się wiele tematów, chociaż
słabo się zna na dzieciach;) albo człowiekiem, który chowa się
przed światem. To jest mój wybór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz