Kończy
się pierwszy tydzień Adwentu.
Od
samego początku dostaję pytania: Idziesz na roraty? / Byłaś
dziś na roratach?
DZIEŃ
I
Postanowienie
było (spróbuję), budzik nie zadzwonił.
DZIEŃ
II
Postanowienie
było (spróbuję), budzik zadzwonił, wyłączyłam. Nie
byłaś?
DZIEŃ
III
Postanowienie
jw., budzik zadzwonił, obudziłam się... 20 minut przed budzikiem,
zasnęłam, zanim zadzwonił, po dwukrotnym włączeniu drzemki –
wyłączyłam. Ale jak to wolałaś pospać? Ile nocy w roku
możesz przytulić się do męża, a ile pójść na roraty??? To
żadne tłumaczenie...
Zaczęłam
się przyglądać sobie w tej sytuacji
– czemu nie idę na roraty?
Szron na samochodzie, ranna pora – to drobiazgi. Przecież wiem,
jak mi będzie dobrze, gdy dotrę. Przecież wiem, że to SPOTKANIE.
O co chodzi... I nagle: zawsze chciałam chodzić na roraty z
dziećmi! I łzy niespodzianie
stanęły w oczach... Napisałam koleżance. Przyszła odpowiedź,
bez wymówek, po prostu: Bóg to wie Ewciu, Bóg to wie.
DWIE
OPCJE:
- Znalazłam przyczynę (?) i całkiem niezłe usprawiedliwienie niechodzenia na roraty, więc nie będę chodzić.
- Nie dam się! Niepłodność mnie nie zablokuje...
DZIEŃ
IV
Postanowienie
(dotrę),
budzik zadzwonił, wstałam, dotarłam (i nawet nie musiałam skrobać
samochodu!!! :) ). Jak
było na roratach? Ok.
Dzień
nie był łatwy w swoich początkach – i pokusa: to przez roraty
jestem taka rozbita. W ciągu dnia myśl: może jutro pójdzie ze mną
moja bratanica? Pierwszy piątek, była w zeszłym roku u komunii,
byłoby idealnie. 3 razy w ciągu dnia zagadywałam, próbowałam
zachęcić, ale: Nie (no
chyba, że nie będę musiała iść do szkoły...). Wieczorem
pytanie od jej mamy: Ewciu,
mam prośbę. Nie mam, jak jutro odwieźć dziewczynek do szkoły...
– A
właśnie pytałam, czy J. nie poszłaby ze mną na roraty i potem
odwiozłabym ją do szkoły...–
O której te roraty? Świetnie, będą gotowe.
DZIEŃ
V
Wstałam,
odśnieżyłam 15 cm pokrywę śniegu z auta, przedarłam się przez
zaspy i... poszłam na roraty z dziećmi! :))))
Bóg
wie, Bóg wszystko wie.
2
dni po sformułowaniu, co mnie boli, po wypowiedzeniu tego, Bóg na
to odpowiedział. Owszem to tylko trochę moje dzieci, ale i tak jest
mi z tym dobrze :) Bóg odpowiedział – na miarę obecnych
możliwości :) I jadę upolować lampiony (niestety moje DIY nie
wyszło, choć cały wieczór pilnie starałam się coś wykombinować
w temacie) – jest szansa, że jeszcze się ze mną wybiorą :)
A
w kalendarzu adwentowym dziś: Dziękujcie Panu, za wszystko, co się
dziś wydarzy w waszym życiu :)))) DZIĘKUJĘ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz