Ostatnio
moje życie jakoś od tematu niepłodności odbiegło. Czekamy na
nasze dziecko z chmur i może ta pewność, że kiedyś to się
stanie pozwala zajmować się czymś innym. Takie to przewrotne, że
niby nic się nie zmienia, a wszystko wygląda inaczej. To jeszcze
jeden dowód na to, że to nasze życie zależy od nas, od naszego
sposobu myślenia. Trzeba po prostu zacząć chcieć.
Od jakiegoś czasu bardzo relaksuje mnie gotowanie. Długie zimowe
wieczory temu sprzyjają. Uwielbiam usiąść wieczorkiem z herbatką
i oglądać książki kucharskie. Same te kolorowe obrazki działają
na mnie inspirująco. Potem w weekend działam:) Skutki moich działań
są różne, ale mimo wszystko satysfakcja jest. Ostatnio jak
pojechaliśmy na weekend do mamy wygrzebałam z półki takie małe
kieszonkowe gazetki z różnymi prostymi przepisami. Był tam przepis
na potrawę z cebulą w roli głównej. Do tego kiełbaska i papryka. To wszystko smażone razem na patelni. Kiedyś u mnie w domu mama taką
duszoną cebulkę robiła, a potem, jak sama powiedziała, o tym po
prostu zapomniała. Cebulkę zrobiłyśmy na drugi dzień, okazało
się, że cieszyła się takim powodzeniem, że dla wszystkich nie
starczyło:) Jest to bardzo proste danie, raczej nie z tych na
salony;), ale smaczne. Oczywiście też zdarzają mi się bardziej
wyszukane potrawy, ale nie będę Was nimi zanudzać.
W
głowie mam też inne pomysły. Mam nadzieję, że chociaż część
z nich uda mi się powoli zrealizować. Zaczęliśmy chodzić na
basen. Niestety czas mam tylko wieczorami, a wtedy są tłumy, tak
więc zobaczymy co z tego wyjdzie. Coś czuję, że na wiosnę
przerzucimy się na rower. No i jeszcze jedna rzecz - przywiozłam
starą maszynę mojej mamy i też próbuję coś na niej zrobić. Nie
bardzo mi to na razie wychodzi, ale motywacja jest. Fajnie by było
umieć podłożyć spodnie na przykład:) Na razie mam na koncie
jedno dzieło - skróciłam starą spódnicę. Skutek marny, ale
zadanie zostało zakończone;) Jak będę miała czas i komputer dla
siebie, to poszukam inspiracji w internecie na coś prostego dla
początkujących. Na razie, opanowałam dobrze zakładanie nitki na
maszynę, nawijanie nitki na bębenek i szycie po prostej. A
uwierzcie mi, w tych starych maszynach, to nie takie proste.
Poza
tym chodzę do pracy, a jeśli tylko nadarza się okazja, to staramy
się z kimś spotkać, albo gdzieś wyjść.
I
ot, takie to moje życie. Może patrząc z boku takie szare i zwykłe,
ale moje własne z najcudowniejszym towarzyszem w roli męża u boku.
Dalej szukam swojego ja, ale żalu za tym czego nie ma jakoś mniej.
Aga bardzo się cieszę, że jest dobrze...
OdpowiedzUsuńKinga
Aguniu, bardzo się ucieszyłam tym Twoim wpisem. Nasze czekanie na dziecko to przecież nie całe nasze życie, świetnie, że odnajdujesz radość w tych z pozoru błahych, ale tak bardzo potrzebnych, zwyczajnych rzeczach! To, co napisałaś, bardzo mi się wpisuje w temat spotkania lutowego, gdzie wspólnie pozastanawiamy się, jak wykorzystywać dany nam czas oczekiwania... Ściskam mocno i do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńSylwia