Ostatnio
ktoś mi powiedział, że to marzenia i nadzieja pozwalają nam iść
do przodu. Zawsze w takich momentach myślę o przyszłości, która
stawia mnie wobec pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi.
Szczególnie myślę o starości i umieraniu. I żeby już nie brnąć
więcej w ten temat, chcę podzielić się z Wami fragmentem, który
od tygodnia mnie mocno dotyka. Wyobrażam sobie siebie w tej scenie.
Oby mi to kiedyś było dane.
Wierzę, tak wierzę, że dnia pewnego,
a będzie to Twój dzień, mój Boże,
pójdę ku Tobie chwiejnymi krokami,
niosąc w rękach wszystkie moje łzy
i to serce tak dziwne, które Ty mi dałeś,
Przyjdę pewnego dnia, a Ty odczytasz na mej twarzy
wszystkie radości, smutki, wszystkie walki na drogach
wolności.
Pewnego dnia, a będzie to Twój dzień, mój Boże,
Przyjdę do Ciebie i w prawdziwym wybuchu
mego zmartwychwstania dowiem się wreszcie,
że czuła miłość to Ty,
że moja prawdziwa wolność to także Ty.
Przyjdę do Ciebie, mój Boże,
i ukażesz mi swoje oblicze.
Przyjdę do Ciebie z moim najbardziej szalonym marzeniem:
żeby Ci przynieść świat w moich ramionach.
Przyjdę do Ciebie i wykrzyczę Ci pełnym głosem
całą prawdę o życiu na ziemi.
Będę krzyczał krzykiem z głębi wieków:
„Ojcze, starałem się być człowiekiem,
a jestem Twoim dzieckiem!”.
J.
Leclercq
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz