niedziela, 23 października 2016

Jesteście jedno, czyli jak Bóg mówi mi: "bez męża nie"

To były nasze pierwsze rekolekcje małżeńskie. Może dlatego byłam pod takim wrażeniem - tego, jak wiele o małżeństwie można powiedzieć, jak wszystko oprzeć na Słowie Bożym, jak można we dwoje przeżywać to Słowo i wspólnie się modlić. I że tak ważne jest, by być razem i dla siebie. O. James wiele razy powtarzał: "na tych rekolekcjach robicie wszystko razem" - do komunii razem (nawet, gdy przyjmuje ją tylko jedno), posiłki razem, do modlitwy wiernych wychodzimy razem.

Mamy swoje obowiązki, codziennie w przerwie obiadowej musieliśmy podjechać do domu. Pierwszego dnia pojechał M. Gdy zaczęła się konferencja, a jeszcze nie wrócił, nie mogłam się skupić, ani wysiedzieć w miejscu (tak zresztą mam za każdym razem, gdy zdarzy nam się pójść oddzielnie do kościoła, a M. ma dołączyć, bo jedzie np. z pracy - póki nie dołączy nie jestem w stanie się skupić).

Drugiego dnia ja pojechałam sama (kolejka do spowiedzi posuwała się tak wolno, że nie zdążylibyśmy razem pojechać; ale warto było w niej stać - Chwała Panu!).

Dopiero trzeci dzień
był taki jak powinien - cały we wspólnocie małżeńskiej. I to był dzień niesamowity! Modlitwa o. Jamesa nad nami, słowa, które otrzymałam, czekając w tłumie małżeństw - "czemu się niepokoisz, przecież już macie obietnicę, a ja jestem wierny obietnicom swoim". Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich, ponowna wymiana obrączek i róża wręczona przez męża, modlitwa o Ducha Świętego w małżeństwie, spoczynek w Duchu Świętym, uwielbienie do samego końca. Intensywność tych przeżyć będzie nas prowadziła długo.

Dzień czwarty. Miało nas nie być. M. nie mógł, a sama nie chciałam. Jednak rano wstałam z ogromnym pragnieniem uczestniczenia jeszcze raz we mszy z o. Jamesem. W tej radości uwielbienia i spotkania z Panem i moimi braćmi i siostrami w wierze. Podjęłam decyzję, że pojadę sama. M. się zgodził, choć nie był zachwycony ("a z kim będziesz się modlić, jak o. James powie, żeby wziąć się za ręce, położyć ręce na głowie małżonka etc."). No tak, to była rozterka, ale wyraziłam gotowość pójścia drugi raz na mszę wieczorem, już z moim mężem, żebyśmy mogli razem w niej uczestniczyć i to mnie uspokoiło... Zaczęłam się szykować, nawet samochód udało mi się pożyczyć, wysłałam SMS z informacją, że będę i w momencie, gdy zakładałam buty, dostałam telefon... Organizatorzy przesunęli mszę - pół godziny wcześniej. Pół godziny, czyli tyle, ile potrzebuję na dojazd...

I w ten sposób Pan podtrzymał słowa o. Jamesa - na tych rekolekcjach wszystko razem. 1+1=1
Chwała Panu!

PS I bardzo podobały mi się prace domowe! Gdy wypisałam już zalety mojego M. (zatrzymałam się chyba na 18), sama sobie pozazdrościłam, jakiego mam super męża ;), a prawdziwie wzruszyłam, gdy następnego dnia otrzymałam karteczkę wypisaną przez M.
A ta druga też świetna -  w końcu małymi krokami ku lepszemu małżeństwu :) A informacja o tym, co chcielibyśmy zmienić w naszym współmałżonku (jedną rzecz), przekazana w atmosferze miłości i modlitwy ma zupełnie inny odbiór niż słowa wypowiadane czasem z pretensją "na bieżąco".

Chwała Panu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz