Temat
adopcji u par starających się o dziecko, często budzi wiele
emocji. Dobrze je znam, ponieważ sama przeszłam od buntu
do pragnienia spełnienia się w rodzicielstwie
adopcyjnym.
Przyznaję,
chciałam wywołać emocje i sprowokować Was do zastanowienia nad
adopcją…na odległość. W żadnym razie nie chcę porównywać
odpowiedzialności spoczywającej na rodzicach adopcyjnych z
zobowiązaniem wynikającym z adopcji na odległość. Nie mniej
jednak, warto się nad nią zastanowić, ponieważ jest to kolejna
okazja do spotkania Jezusa w drugim człowieku.
W
adopcję na odległość zaangażowałam się na wiele lat przed
pojawieniem się wielkiego pragnienia dziecka, a także przed decyzją
o poszukiwaniu swojego rodzicielstwa na drodze adopcji. Nie wiem czy
to doświadczenie wpłynęło na moją późniejszą decyzję o
pojawieniu się w Katolickim Ośrodku Adopcyjnym, ale mam nadzieję,
że mnie uwrażliwiło, ubogaciło wewnętrznie. Bo adopcja na
odległość poza wymiarem finansowym, to przede wszystkim
płaszczyzna spotkania z małym człowiekiem, nie bezpośrednio, ale
w nieco zapomnianych już listach. To może być okazja, aby poczuć
odpowiedzialność za Jego utrzymanie, zdrowie, edukację, za Jego
przyszłość. W końcu to poczucie, że jest Ktoś, kto ciepło o
nas myśli i modli się w naszej intencji.
Muszę
Wam zdradzić, że moja mama za każdym razem jest głęboko
poruszona jak otrzymuje list, w którym nie wprawiona rączka kreśli
„My Dear Mum…”
Zdaję
sobie sprawę z wielości inicjatyw dobroczynnych, nie raz trzeba
wybierać, ale w takich momentach przypominam sobie słowa
Ewangelii: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych
braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt
25, 40).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz