poniedziałek, 28 marca 2016

Nie rozumiem, choć widzę i wiem

Nie rozumiem Bożego planu wobec mojego życia. Że ten plan jest i się realizuje, nie mam żadnych wątpliwości, patrząc na to co minione, ale i na to, co się dzieje na bieżąco. Że ten plan jest dobry, też nie podlega dyskusji (znów perspektywa czasu). Że Pan Bóg wysłuchuje moich modlitw – także. Ale nie zawsze to wszystko sprawia, że jest mi łatwiej godzić się z brakiem potomstwa.

Przez długi czas wszystko w moim życiu układało się zgodnie z planem – moim planem (a ja z tych, co zawsze muszą mieć plan, a i innym też wszystko zaplanują...). Studia, miłość, zaręczyny, ślub, mieszkanie, praca... I tu nagle STOP. Czas na kolejny etap – rodzicielstwo, a etap nie nadchodzi. Mimo starań, badań, wspomagania, leczenia, modlitw... Po prostu nie. I tyle by było na temat mojej kontroli nad moim życiem. I na temat mojego planu...
Modlę się i często z zaskoczeniem obserwuję, jak łatwo Bóg spełnia moje prośby, jak szybko na nie odpowiada. Nie słucha (?) tylko tej jednej o potomstwo... A pewnie i tej wysłuchał, ale ja i tak nie rozumiem, dlaczego nie mam (jeszcze?) dzieci.

Wierzę, że dba o moje dobro, tak jak ja o dobro dzieci, które mnie otaczają. Wiem, że coś im zaszkodzi, że mogą się zranić, że będzie miało konsekwencje w przyszłości, że jeszcze są za małe i im odmawiam, nie daję. Po prostu je chronię. Ale staram się tłumaczyć, żeby rozumiały. A ja nie rozumiem.

Pan Bóg mnie prowadzi z niezwykłą cierpliwością i troskliwością. Owszem stawia wyzwania, czasem zaskakujące i wydaje się, że poza moimi możliwościami, ale nigdy nie ponagla. Cierpliwie czeka na moją zgodę. A gdy ją w końcu otrzymuje (czasem po miesiącach), daje mi wszystko, czego potrzeba, by sprostać zadaniu, a nawet więcej. Gdy ogarniają mnie wątpliwości, gdy opuszczają siły – wysyła ludzi. Zawsze wtedy ktoś zadzwoni akurat w tej sprawie, albo wyśle dodającego otuchy SMS-a. To niesamowite.

Naprawdę na wszystkie prośby, poza tą jedną, Pan Bóg odpowiada ot tak. Choćby przykład najświeższy. Jakiś czas temu powiedziałam Mu, że skoro nie moje własne, to może chociaż kolejne chrzestne (po prostu dziecko)... Niedługo później dowiedziałam się, że moja przyjaciółka jest w ciąży, dziś poprosiła mnie na matkę chrzestną. Już gdy usłyszałam, że jest przy nadziei, czułam, że to właśnie odpowiedź na moją modlitwę. Nic jej nie mówiłam, mimo że planowałam właśnie podczas tego naszego spotkania o tej mojej rozmowie z Panem Bogiem jej opowiedzieć, tak po prostu.

No właśnie. Widzę i wiem, że Pan Bóg mnie słucha, prowadzi i działa w moim życiu. Widzę, że wszystko, co robi jest dobre. A ja cieszę się, że będę matką chrzestną (i to chłopaka!*), ale już zadaję sobie pytania – czy to oznacza, że jednak własnych dzieci mieć nie będę? Bo wciąż nie rozumiem, czemu nie mam...
Jak dobrze, że Bóg jest cierpliwy i troskliwy. I mam nadzieję, że tak jak teraz minione lata układają się w logiczną całość, i widzę jak potrzebne były poszczególne wydarzenia, by mnie przygotować do kolejnych, tak kiedyś zrozumiem i ten jeden element planu. Bo wszystko potwierdza, że to też element planu. Tylko ja nie rozumiem, dlaczego tak...

A dziś, mimo wszystkich pytań, radujmy się, bo przecież Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! A to też nadzieja na to, że po przejściu do nowego życia będę mogła uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania i zobaczę moje życie już jako całość, bez żadnych braków. Choć pewnie wtedy przestanie to mieć znaczenie, a radość ze spotkania z Panem wynagrodzi wszystko.




*Nie znaczy to, że mniej cenię dziewczynki. Po prostu wokół mam same dziewczynki. Najwspanialsze i najpiękniejsze. A miło będzie czasem móc poszukać czegoś dla chłopca.

3 komentarze:

  1. W minioną niedzielę pierwszy raz zostałam Matką chrzestną. Jaka wilka radość i duma mnie wypełnia. Może to dla mnie pierwszy krok, taka "wprawka" do bycia kiedyś mamą...? Bo może takie jest Jego plan? tego nie wiem, ale wierzę, że Bóg ma to wszystko dobrze przemyślane i chcę Mu zaufać. A jeśli bycie chrzestną jest choć w ułamku tak wspaniałe, jak bycie mamą, to tym większa moja radość!

    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że bycie mamą chrzestną jest łatwiejsze dużo ;) A więź z chrześniakiem wyjątkowa. Polecam róże różańcowe rodziców (też dla rodziców chrzestnych właśnie) - odmawiasz dziennie 1 dziesiątkę różańca, a Twoje dziecko (chrzestne) jest otoczone opieką płynącą z odmówienia całego różańca :) Codziennie! Ogromna moc.
      Ewa

      Usuń
  2. Wsłuchując się w Ewangelię z Wielkiego Tygodnia oraz tę z Oktawy Wielkiej Nocy, dostrzegłam, że uczniowie też niewiele rozumieli (albo zupełnie nic...). Mimo że Jezus im objaśniał... To taki mały update do wpisu.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń