Pragniemy
potomstwa, to jasne. Umiemy się już do tego otwarcie przyznać –
po latach unikania tematu, ale lepiej późno niż wcale ;)
Dojrzeliśmy. Nie tylko biologicznie i emocjonalnie (co naturalne),
ale i duchowo. Od modlitwy pełnej tonu roszczeniowego („Boże,
prosimy daj nam dziecko” – no dobrze, łagodniej: „obdarz nas
potomstwem”, a tak naprawdę: „Daj! Czemu nie dajesz!? Czemu nie
nam??? Przecież my...” i tu cała litania naszych zalet i
deklaracji... Oczywiście deklaracje dopiero po pewnym czasie...)
doszliśmy do modlitwy otwartej na wolę Bożą - „Boże, Ty
najlepiej znasz nasze pragnienia. Ukaż nam Swój plan dla naszego
małżeństwa i dla naszego życia i uzdalniaj nas do jego przyjęcia”
oraz „Prosimy, aby nasz dom zatętnił życiem” (w domyśle: Ty
zdecyduj, jakim: może dzieci, bo nie zapominamy jednak o nich, ale
może po prostu więcej znajomych, a może hodowla psów...).
Znikają
powoli obawy (które zamieniały się w warunki spełnienia prośby,
no bo przecież dokładnie wiemy, czego chcemy i jak ma wyglądać
nasze życie, w tym nasze dzieci przecież) przed chorobami,
niepełnosprawnością... Bóg nas umiłował, więc chce naszego
dobra – nawet jeśli nasze dziecko będzie chore to Bóg da nam
siły, i właśnie to będzie dla nas dobre... Naprawdę się
otwieramy na różne możliwości, choć pragnienie nie znika, i nie
jest tak, że przeżywamy same chwile radosnego i ufnego uniesienia.
No
właśnie... Na różne możliwości... Ale czy któraś z Was,
starających się, tęskniących, by wziąć w ramiona swoje własne
dziecię, bierze pod uwagę, że Pan Bóg, odpowiadając na nasze
ogromne pragnienie może okazać Swoją niesamowitą hojność i
obdarzyć nas np. dziesięciorgiem (10!) potomstwa? Nie mamy wcale,
czekamy na jedno, dwoje, najlepiej troje (bo zawsze chcieliśmy
przecież troje) i... Stop? No może czworo jeszcze mieści się w
granicach naszego myślenia – ale pięcioro, sześcioro....
dziesięcioro?
A
przecież prosimy o życie, przecież już nie (?) stawiamy Panu Bogu
granic, nie podajemy szczegółowych wytycznych zamówienia... Czy
jest w nas otwartość na przyjęcie tylu dzieci, iloma Pan zechce
nas obdarzyć? Choćby dziesięciorga...
Z
tym Was zostawiam, a i sama z tą wizją obfitości łask przez jakiś
czas pochodzę...
* Wpis zainspirowany blogiem dompelenkosmitow.blogspot.com