Tak
sobie myślę, że ten post chyba będzie czymś w rodzaju prologu do
poprzedniego.
Mam
tendencję do rozpamiętywania tego co było, przeżywania jeszcze
raz i od nowa. Jestem tego świadoma – to już coś! O ile w
przeżywaniu tego co było dobre i przyjemne nie ma nic złego, o
tyle wracanie do tych przykrych spraw zdecydowanie niczego dobrego
nie przynosi.
W
ramach zmiany mojego nastawienia wracam ostatnio myślami do
przeszłości, do tego procesu starań o dziecko i leczenia.
Przypominam sobie jak przeżywałam comiesięczne rozczarowania. Jak
z żalu i rozpaczy wszystko we mnie krzyczało. Nawet dziś trudno mi
to opisać. W tym wszystkim byłam przekonana, że nie dam rady znieś
kolejnego niepowodzenia, że jeśli za miesiąc znów się to
powtórzy, nie przeżyję. Byłam o tym głęboko przekonana, że
albo pęknie mi serce, albo zwariuję, umrę, po prostu przestanę
być! Od tego okresu upłynęło już sporo czasu i mimo iż w ciąży
nie byłam ani przez chwilę NIE UMARŁAM! Ciągle JESTEM i mam się
chyba całkiem nieźle!
Kiedy
dziś patrzę na te 5 lat naszych zmagań widzę ile bardzo trudnych,
ale też i dobrych rzeczy się wydarzyło. I już nie muszę na siłę
przekonywać siebie i innych o tych wszystkich dobrych sprawach,
które mogłyby nas ominąć, gdyby dziecko pojawiło się kilka lat
temu.
Pierwszym,
u którego szukaliśmy pomocy był Bóg. Widzimy jak w tym cierpieniu
nas prowadzi. Ludzie ze wspólnoty, do której trafiliśmy w
poszukiwaniu sensu naszego cierpienia, polecili nam lekarza, którego
praktyka była zgodna z naszymi przekonaniami. Potem warsztaty, grupa
wsparcia, Duszpasterstwo, a w tym wszystkim wspaniali ludzie, którzy
nas rozumieją i duchowo bardzo nas ubogacają. To jest dla nas
niezwykle cenne.
Mimo,
że sytuacja z pozoru się nie zmieniła – ciągle jesteśmy tylko
we dwoje, ciągle się leczymy i ciągle trudno nam pogodzić się z
losem, widzimy w nas jednak pewną różnicę.
„Nie umrę, nie,
lecz będę żył
i ogłaszał wielkie dzieła Pana.”
i ogłaszał wielkie dzieła Pana.”
(Ps 118, 17)
Pięknie ujęte w słowa, i ogromnie bliskie...
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć w sobie ogromną dojrzałość, by tak szybko to zrozumieć. Podziwiam!
OdpowiedzUsuńPrawie sześć lat! No nie wiem czy to tak szybko? Dla mnie to kawał czasu.
UsuńPozdrawiam.
Asia
Asiu wiem co czujesz, rozumiem każde słowo, teraz jeszcze wyraźniej widzę, że Bóg przez to "nasze" doświadczenie przygotowuje nas na to co ma nastąpić.
OdpowiedzUsuńKinga
Niestety nadal, również i moim udziałem, jest ta ciągła nadzieja i ciągłe rozczarowania. Na razie mimo 5 letnich starań i mimo dość "zaawansowanego wieku" nie poddaje się tej myśli, że już naturalnie się nie uda... Ciągle wierzę, ufam i staram się zrozumieć, że to doświadczenie jest po coś, że ma czemuś służyć, że ma nas ulepszyć w jakiś sposób, zbliżyć do Boga... Jeśli tak to trudna lekcja pokory ale kto powiedział, że ma być łatwo?!
OdpowiedzUsuńA.