Bezkres
suchego piachu, gorąca. Pustka, brak życia, samotność, brak
nadziei...
Pustynia.
Czy
tak się czasem nie czuję? Jak w środku pustyni? Jakby pustynia
była we mnie, mimo wielu ludzi dokoła? Wśród matek w pobliskim
parku? W niezliczonych sklepach na rodzinnych zakupach? W rodzinie,
gdzie co rusz kolejnej młodej mamie jest dane cieszyć się z
dziecka?
A
może, jak Jezus, jestem wyprowadzana na pustynię i poddawana
pokusom? Pokusie zbytniej ufności w ludzi, w kolejnych specjalistów,
którzy na pewno pomogą...? Pokusie kolejnych leków, suplementów,
zabiegów, po których już na pewno się uda...? Pokusie braku
pokory wobec Bożego planu, który przecież już dawno jest dla mnie
napisany?
Stojąc
na pustyni, widzimy tylko jej niezmierzoną pustkę. Gdy udaje się
wznieść wysoko nad ziemię, uchwycić szerszą perspektywę, widać
już kres, widać zielone brzegi życia.
Panie,
pozwól mi, karmiąc się Twoim Słowem, wznieść się nad moją
pustynię braku rodzicielstwa. Prowadź mnie Swoim Słowem do Życia.
Daj mi dojrzeć szerszą perspektywę, naucz czerpać łaski z tego
bolesnego dla mnie doświadczenia, by umocnić się i moc przekazywać
innym. Jezu, umocnij mnie wobec pokus czających się wokoło.
Daj mi siłę, żeby się nie poddawać. Żeby w chwilach samotności, niemocy, słabości, niezrozumienia, znaleźć motywację. By trwać, stawać się silniejszym, lepszym i wychodzić zwycięsko z trudów jakie przynosi życie.
OdpowiedzUsuńA.