Pięć
dziewczyn, które chcą być szczęśliwe mimo deszczu. Na każdego
człowieka ten deszcz spada w innej postaci. W naszym przypadku było
to wielkie pragnienie macierzyństwa, na którego spełnienie długo
czekałyśmy bądź jeszcze czekamy. Jak przetrwać ten czas i nie
stracić nadziei...? Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. Nam
pomaga w tym wspólna modlitwa i rozmowy w Duszpasterstwie Małżeństw
Pragnących Potomstwa w kościele na warszawskiej Pradze.
Podczas
tych rozmów zrodził się pomysł na blog. Miałby on oczyścić
nasze emocje, ale też pokazać, że razem łatwiej jest przez to
wszystko przejść. Trudny to projekt. Nie wiemy jak zostaniemy
odebrane. Jednak będzie to też bardzo ciekawe doświadczenie. Jedne
z nas są na etapie leczenia, inne na drodze adopcji lub rozeznania
swojej drogi, a jedna z nas po siedmiu latach starań urodziła
ślicznego synka. Wiele perspektyw, jedno pragnienie, wspólna
rozmowa, a w tle tego wszystkiego Bóg. Nie chodzi o to, żeby zamknąć się wśród ludzi z problemem niepłodności i w ten sposób
się chronić. Nam rozmowa dała siłę, żeby wyjść do innych i
pozwolić im nas zrozumieć. Chciałybyśmy tym wszystkim podzielić
się z Wami.
Podejmuję z Wami ten trud dzielenia się sobą. Nie bez niepewności, ale i pełna nadziei, że dzieląc się swoim wnętrzem, pomogę trochę sobie, ale i Wszystkim tym, którzy zmagają się z podobnym trudem.
OdpowiedzUsuńBóg dobrze wie, co mamy w duszach i wie też, jakie wyjście z sytuacji akurat dla nas jest najlepsze. Niech to wspólne dzielenie się umocni naszą wiarę, pomnoży w nas nadzieję, da siłę...
Czasami podczytuję Waszego bloga. Pomimo, że mnie się udało po 6 latach walki, te 6 lat jest ciągle w mojej pamięci i jak sobie czytam Wasze świadectwa, to jeszcze mnie ściska w gardle... Ale nie chcę zapomnieć tego trudnego, cholernie trudnego doświadczenia... Tych kolejnych miesięcy, tych badań, tych lekarzy, tych dwóch nadziei które umarły - to jest moje cenne doświadczenie,które mnie ukształtowało już na zawsze. Zyskałam ogromną wrażliwość na ludzi, którzy cierpią z powodu niepłodności. Nie mogę radzić, bo każdy jest inny, wiem, że wygraliśmy naszą córeczkę dzięki wytrwałości - w działaniu (diagnozowaniu/leczeniu) i w wierze w Boży cud.
OdpowiedzUsuńJak ważne są takie świadectwa!!! Każda z nas czeka, że kiedyś "się uda". A z każdym rokiem trudniej być wytrwałym... Ale walczymy, każda jak może.
UsuńDziękuję za Twoje słowa i empatię.
Ewa