Moje
relacje z innymi osobami, szczególnie tymi, kiedyś bardzo mi
bliskimi, znacznie się pogorszyły w momencie kiedy zostawali
rodzicami. Tak, byłam zazdrosna, że doświadczają czegoś na co my
tak bardzo czekamy i za czym tęsknimy. Zupełnie nie umiałam się
odnaleźć w tej sytuacji, oni chyba też. Roszczeniowe postawy wobec
mnie i mojego męża, pewnego rodzaju napastliwość tego ich
rodzicielstwa: „Nie odwiedzacie nas, nie interesujecie się –
chyba nas nie lubicie. A przecież nasze dzieci mogłyby być dla was
namiastką tego szczęścia”. Pamiętam jak na przyjęciu po
chrzcinach mojej chrześnicy, kiedy po kilku miesiącach od jej
urodzenia pierwszy raz wzięłam ją na ręce – trochę
przymuszona, niemal wszyscy w pobliżu chwycili za telefony, aby
zrobić nam zdjęcie. To przecież takie zjawiskowe. Dzięki Bogu
dziś to mnie bardziej śmieszy niż irytuje. Bardzo długo czasu
upłynęło, zanim zaczęłam trochę inaczej na to patrzeć. Widzę,
że mimo wszystko, takie sytuacje sprowadzają mnie do jakiejś
normalności, wyrywają ze świata, gdzie wszystko koncentruje się
na mojej wielkiej tragedii, pokazują, że nie umrę od tego, że
popatrzę lub potrzymam na ręku "nie swoje" dziecko. To
może być nawet przyjemne. Kilka tygodni temu miałam dość trudną
rozmowę. Usłyszałam, że odrzucałam tę osobę tak długo, że
teraz jest już na tej właściwej pozycji. Rzeczywiście, moje
zachowanie takie było. Poczułam, że niepłodność po raz kolejny
kogoś mi odbiera. Nie chcę tak! W tej sytuacji, ale też w wielu
innych zabrakło szczerości i odrobiny zrozumienia. Warto nad tym
cały czas pracować!
Asiu poruszają mnie Twoje dojrzałe przemyślenia. My przez lata, z mojej inicjatywy „okopaliśmy” się znajomymi i przyjaciółmi bez dzieci (wspaniałym ludźmi). Motywacja ta sama: dla bezpieczeństwa, ze strachu…a teraz brakuje mi wygasłych relacji, trochę się ich uzbierało. Obecnie widzę jak bardzo zubożał nasz mały świat, brakuje w nim dzieci, gwarnych spotkań towarzyskich z dziećmi w tle i na planie głównym, świata jaki pamiętam z dzieciństwa i jaki chciałabym zapewnić Krzysiowi. Wówczas nie miałam siły i odwagi aby postąpić inaczej, cudownie, że Ty ją masz.
OdpowiedzUsuńKinga
Dziękuję Kinga.
UsuńOstatnio przed "trudnymi spotkaniami" zadaję sobie proste, choć może egoistyczne pytanie: "czy więcej stracę czy zyskam?" Zaczęliśmy trochę "wychodzić" do rodzin z dziećmi. Cały czas się jednak boję, że to może być tylko chwilowe, że pęknie jak bańka i znów będzie jak dawniej. Tego bardzo bym nie chciała.
Asia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAsiu, ja mam nieco inne doświadczenia w tym temacie. Wydaje mi się, że często to pary z dziećmi-zwłaszcza z malutkimi izolują się od tych bezdzietnych. Bywało, że w rozmowach o dzieciach słyszałam: "pogadamy, jak będziesz mieć swoje...". A jak nie będę mieć? Czy wtedy nie będziemy gadać...!? Czasem świeżo upieczone mamy, z którymi byłam kiedyś blisko nawet nie chwalą się, że oto Ich Szczęście jest na świecie. Nie odmawiam mamom prawa, by dziecko było ich całym światem-to naturalne, normalne i tak powinno być, ale matczyny świat czasem za bardzo kurczy się, gdy głównym tematem przez lata jest katar, kupka, nowy syrop na kaszel czy antybiotyk... I gdy mama nie potrafi przez lata rozmawiać o niczym innym... Daleka jestem od generalizowania, ale tak bywa. Zrozumienie jest potrzebne z obu stron. Czasem nie mam chęci na spotkania z rodzicami i ich małymi dziećmi właśnie z powodu braku zrozumienia, do którego mam prawo, którego też potrzebuję ze strony mam...
OdpowiedzUsuńSylwia
Sylwuniu pozwolę sobie na kilka słów komentarza, postaram się zabrać głos nie jako matka ale jako kobieta. Chwała Bogu, że napisałaś, że nie chcesz generalizować, ale Twoja wypowiedź i tak mnie dotknęła. Uważam, że tematy do rozmów „młodych matek” krążące wokół „zupek, kaszek itd.” a w każdym razie ich intensywność wynika z potrzeby chwili, charakteru rozmówczyni. Teza jakoby był to ich jedyny temat to odbieranie im intelektu i powielanie krzywdzących stereotypów. Zgadzam się „młode matki” z braku czasu i siły mogą nie być na bieżąco z nowościami książkowymi/filmowymi, ale skoro są wokół nas kobiety jeszcze oczekujące potomstwa mające odrobinę więcej czasu, czy nie byłoby miło podsunąć im coś interesującego? Skierować rozmowę na inne tory, zwrócić uwagę na to co się dzieje poza ich małym światem, czterech ścian? Liczę się z tym, że spadną na mnie gromy, ale przecież ta kobieta już matka też pragnęła dziecka, wbrew pozorom mamy tak wiele wspólnego, możemy się wymieniać doświadczeniami, które przyszłe matki wykorzystają. Nie krzywdźmy się wzajemnie, nie izolujmy się, jeszcze chwila i ona odzyska wolność i tematów do rozmów znów będzie więcej.
UsuńDoceniam Twój głos, ściskam:)
Kinga:)
Żadne gromy ode mnie nie spadną;) Co napisałam, wynika z moich doświadczeń i może miałam pecha, że akurat utkwiły mi w pamięci. Napisałam, że często i wiem, że nie zawsze tak się dzieje. Mój komentarz absolutnie nie miał nikogo skrzywdzić i bardzo przepraszam wszystkie mamy i ich pociechy, jeśli tak się stało. To tylko inny punkt widzenia, a najlepsze jest porozumienie.
UsuńŚciskam.
Sylwia
Wiem, że nie chciałaś nikogo skrzywdzić, ja też nie. Z mojego doświadczenia wynika, że ja za szybko się uprzedzam, asekuruję się w ten sposób przed tym co może zaboleć, a nie musi (stroniłam od mam z dziećmi, wyprzedzałam ewentualne przykre doświadczenia. Czy coś zyskałam?Może chwilowy spokój, straciłam kilka ważnych osób, i przed tym staram się przestrzec).Mam nadzieję, że się rozumiemy. W każdym razie polemika z Tobą to przyjemność:)
UsuńKinga